Reklama

Egzamin mistrza Polski. Nie musi być czerwonego paska, po prostu zdajcie

redakcja

Autor:redakcja

29 lipca 2015, 13:06 • 3 min czytania 0 komentarzy

Oby Lech miał w tym sezonie ważniejsze mecze. Jak się dobrze zastanowicie, to dostrzeżecie, że to życzenia naprawdę szczodre. Niemniej jednak na ten moment starcie z FC Basel to godzina zero, egzamin dojrzałości. Test dla mistrza Polski, test całej dotychczasowej epoki Skorży w Poznaniu. Mecz będący papierkiem lakmusowy na to gdzie dziś znajduje się „Kolejorz”.

Egzamin mistrza Polski. Nie musi być czerwonego paska, po prostu zdajcie

O FC Basel napisano już wszystko. Sami poświęciliśmy im bardzo obszerny artykuł, w którym przeczytacie o polityce transferowej, kibicach, szkoleniu, nawet o klubowym psychologu – nie żebyśmy się chwalili, ale to kompendium, kompendium uaktualnione o kilka bieżących powodów do optymizmu, a także relację z pierwszego ligowego meczu Szwajcarów. Czytaliśmy też analizy taktyczne, raporty finansowe, sylwetki poszczególnych graczy – brakło właściwie tylko wywiadu z magazynierem Johanem, poza tym klub rozłożony nie na czynniki pierwsze, ale cząstki elementarne. Ten ocean informacji, górę danych, da się paradoksalnie sprowadzić do jednego króciutkiego, ale esencjonalnego komunikatu:

No, są mocni. Lepsi od nas.

I tyle. I teraz, zależnie jak chcesz to czytać, możesz powiedzieć „aż tyle” lub „tylko tyle”. Lech dawno nie podejmował tak mocnej ekipy w pucharach – prawda. Biorąc pod uwagę ranking UEFA i regularność punktowania, w ogóle dawno polski klub w walce o LM nie bił się z kimś tak uznanym – znowu bez kłamstw. Klasa piłkarzy, kasa, ogranie – wszystko przemawia na korzyść Szwajcarów, są bardziej zaawansowanym projektem.

Zarazem też słusznie mówi dziś Komornicki: to żadna Barcelona, nie trzeba mieć przed nimi respektu, szanujmy się! Mają swoje kłopoty, począwszy od trenera, przez wymianę kluczowych zawodników. Oni muszą, Kolejorz tylko może. Lech nie ma się czego wstydzić piłkarsko, nie został rozgrabiony, kadra jest szeroka. Można nawet powiedzieć, że nasza zła passa w Champions League też nie może przecież wiecznie trwać, nawet wyjątkowo złośliwi futbolowi bogowie muszą kiedyś powiedzieć – no dobra, odpuśćmy już tym Polakom, to się zaczyna robić nudne. Teraz zabawniejsze będzie ich wpuścić i zobaczyć, co pokażą.

Reklama

Bywa, że nasza wiara w polskie ekipy w pucharach nosi wyraźne znamiona naiwności. Dzisiaj owszem, faworytem są goście, ale nazywanie wierzących w Lecha totalnymi naiwniakami byłoby skrajną przesadą. Basel to ekipa mocniejsza, ale takiej klasy drużyny rokrocznie gdzieś w europucharach są bite przez zespoły klasy Lecha, a wszystko z prostej przyczyny – są w zasięgu. I tak samo Lech ma Basel na długość ręki, na zasięg pięści. Praca oczywiście do wykonania wielka, bo trzeba przebić się przez gardę i trafić, samemu sklinczować, robić skuteczne uniki, a jeszcze potem do rozstrzygnięcia wszystko w obcym ringu, słowem: roboty ogrom.  Ale wymowne, że tam wściekli byli na wylosowanie Polaków tak samo, jak my na wylosowanie ich.

Prawda jest taka, że w tym momencie Lech-Basel to czeski film, nikt nic nie wie. Wieczorem może zdarzyć się absolutnie wszystko, znajdziesz argumenty za każdym rezultatem. Pewne jest tylko jedno: bez względu na to, co się stanie, stanie się coś ważnego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...