Reklama

Biega jak do komunii, ale w Śląsku rządzi. Świetny interes pt. Robert Pich.

redakcja

Autor:redakcja

07 lipca 2015, 18:45 • 5 min czytania 0 komentarzy

Trening Śląska, maj 2014 roku. Robert Pich biegnie sam na sam z Marianem Kelemenem. Nagle Tadeusz Pawłowski głośnym gwizdem przerywa akcję. „Robo, co ty, kurwa, do komunii idziesz? Głowa w górę, a nie ciągle patrzysz pod nogi”. Kilka miesięcy później Pich dostaje piłkę z głębi pola, znów wlepia w nią wzrok, zwodzi obrońcę i pięknym uderzeniem zapewnia Śląskowi zwycięstwo nad Zawiszą. Tego mankamentu już chyba nie wyeliminuje, ale nawet i z dużymi ograniczeniami uchodzi dziś za jednego z czołowych skrzydłowych ekstraklasy. 

Biega jak do komunii, ale w Śląsku rządzi. Świetny interes pt. Robert Pich.

Jeszcze jako dzieciak bywał w Polsce po kilka razy w miesiącu. Z rodzicami i starszym bratem często przyjeżdżali na zakupy do Krosna. Dzieciaki o wagę nie musiały się martwić, stąd z zagranicy Pichowie najczęściej przywozili krówki i polską kiełbasę. – Dziś już krówki mi się przejadły. Mimo że lubię słodycze, to w drużynie Śląska mam najniższy poziom tkanki tłuszczowej. Nie zwracam uwagi na to co jem, a waga się utrzymuje. To chyba takie uwarunkowania genetyczne, chociaż w rodzinie to tylko ja jestem szczupły. Codziennie biegam i nawet nie ma kiedy nabrać tych zbędnych kilogramów – mówi Pich, który dzięki częstym wypadom do Polski podłapał podstawy naszego języka.

Śląsk wyciągnął go z Żyliny za 26 tysięcy euro. Choć Pich trafił do klubu walczącego o utrzymanie, to  nie miał wątpliwości, że ten transfer wyjdzie mu tylko na dobre. Dumnie pierś wypinał prezes Paweł Żelem, który dziś uważa Słowaka za swój najlepszy strzał transferowy. A początki były naprawdę koszmarne. Skrzydłowy grał słabo, nie rozumiał intencji kolegów, aż w końcu zainterweniował Pawłowski. – Zmieniłem Robertowi menedżera. Od sezonu 2014/2015 zajmował się nim Lukas Droppa. Nie chciałem skreślać Picha po słabym półroczu, bo wyznaję zasadę Arsene’a Wengera. Każdy obcokrajowiec w nowym klubie potrzebuje pół roku na aklimatyzację. Wiem, że Robert dobrze się czuje w Polsce, ale mimo wszystko, zmiana otoczenia niektórym sprawia kłopoty – mówił nam Pawłowski.

Dopasowali taktykę do wykonawców

Reklama

Jeszcze na początku swojej pracy w Śląsku Pawłowski pokazał drużynie, jaką rolę w nowoczesnej piłce mają pełnić skrzydłowi. Przy akcjach ofensywnych dwaj skrajnie ustawieni zawodnicy – zdaniem trenera – mieli wskakiwać w narożnik szesnastki, a nie uciekać z piłką do linii końcowej. Okazało się, że wykonawców Śląsk miał naprawdę świetnych. Sezon 2014/2015? Flavio 18 goli, Pich 10. Łącznie 56 procent dorobku bramkowego całej drużyny. Dziś Pawłowski pytany, dlaczego bał się zagrać wiosną na dwóch napastników, odpowiada: „przecież cały czas grałem na trzech”.

MECZ TOWARZYSKI: LEGIA WARSZAWA - MSK ZYLINA 1:1 --- FRIENDLY FOOTBALL MATCH: LEGIA WARSAW - MSK ZILINA 1:1

Pich na starcie sezonu z czterema golami krótko zajmował pierwsze miejsce w klasyfikacji ligowych strzelców. Od  października wpadł jednak w niesamowity dołek. Nie strzelał, ani nawet nie asystował. Obudził się dopiero w marcu. Czym to było spowodowane? – Pewnie zimnem. Strzelam, jak jest ciepło – śmieje się piłkarz. – A już całkiem na poważnie, wydaje mi się, że z czasem przeciwnicy skupiali na mnie większą uwagę. Dobrze jednak, że nasza gra była wyważona i nie opieraliśmy się tylko na moich golach.

Typowa śpiewka naszego ligowca. Faktycznie to Pich słabo prezentował się także w treningach, stąd Pawłowski tracił cierpliwość i zaczął sadzać go na ławce. Gdy Słowak był w gazie, to żarło mu zarówno podczas meczów, jak i zajęć. Przypominał pod tym względem Waldemara Sobotę, którego w formie nie szło zatrzymać, ale z dnia na dzień obydwaj potrafili znacznie obniżyć loty.

Lepsza wersja Soboty? 

Właśnie te porównania do byłego reprezentanta Polski ciągnęły się za nim dość długo. Pozycja ta sama, obydwaj są strasznie chimeryczni, uwielbiają złamać akcję do środka, no i dzielą ich tylko dwa centymetry wzrostu. O warunkach fizycznych nie ma jednak co mówić, bo Pich to przy Sobocie byczek. Gdyby obydwaj spotkali się na lenczykowym zgrupowaniu w Spale, piłkarze z zaciekawieniem przyglądaliby się walce kogutów, w której Pich po chwili posłałby rywala na deski. Bo naprawdę – jak na swoje parametry – siłę ma naprawdę dużą. Zresztą przy niskim wzroście waży około 70 kilogramów, z czego tkanki tłuszczowej ma tylko 4 procent (!). A liczby? Sobota w najlepszym sezonie pomógł Śląskowi w lidze 5 bramkami i 6 asystami. Pich w minionym – 10 goli i 5 asyst.

Reklama

Do kadry droga za daleka?

– Ciężko powiedzieć, czy to był mój najlepszy sezon w karierze, ale w Polsce zdobyć 10 bramek jest zdecydowanie trudniej niż na Słowacji – mówi 27-letni skrzydłowy, który obecnie o powołaniu ze strony selekcjonera może jedynie pomarzyć. – Reprezentacja jest bardzo silna, co pokazują eliminacje do EURO 2016. Mamy komplet zwycięstw po sześciu meczach, a na mojej pozycji mogą grać Vladimir Weiss, Miroslav Stoch, czy Robert Mak. Jeśli nie przekonałem selekcjonera meczami w ekstraklasie, to może zwróci na mnie uwagę po dobrych występach w europejskich pucharach. Naprawdę bardzo zależy mi na tym, żeby daleko zajść w Lidze Europy.

Póki co wszystko układa się po jego myśli, bo Pich został bohaterem pierwszego spotkania z Celje. Tylko, że meczami z takim rywalem na pewno nie skupi uwagi Jana Kozaka.

Pawłowski go nigdzie nie puści

Dla Śląska to już ostatni dzwonek, by zarobić na nim jakiekolwiek pieniądze, jednak możliwość transferu blokuje Tadeusz Pawłowski. Ofensywa wrocławian jest naprawdę mizerna i dziś  opiera się tylko na dwóch skrzydłowych. – Z trenerem nie rozmawiałem, ale odwiedziłem prezesa. Klub chce, żebym został i mam dostać propozycję nowego kontraktu. Jeśli Śląsk teraz nie chce mnie puścić, to i tak nigdzie latem nie odejdę – kończy słowacki skrzydłowy. Zgodnie z polityką Żelema, wrocławianie nie zaproponują Pichowi więcej niż 10 tysięcy euro miesięcznie. Dziś kontrakt, jaki do niedawna miał Marco Paixao, wyznacza górną granicę pensji w klubie. Jeśli Pich chciałby zostać we Wrocławiu i inkasować więcej, to nic nie stoi na przeszkodzie. Warunek jest jeden – pieniądze trzeba podnieść z murawy. Za każde zwycięstwo w lidze Śląsk wypłaca drużynie premię 100 tysięcy złotych, a dziś nie są to już fikcyjne pieniądze. Po wygranej z Wisłą, przelewy dotarły na konta w niecałe trzy doby.

Jakąkolwiek decyzję Pich podejmie, Śląsk zrobił na nim świetny interes.  Piłkarz wyciągnięty za 26 tysięcy euro, utrzymał na polskich boiskach skuteczność ze Słowacji. Teraz czeka go najważniejsze pół roku w karierze. Jeśli pociągnie drużynę w pucharach, zimą pewnie wyjedzie na Zachód. Gdyby się nie udało, tragedii nie ma. Wrocławianie przyjmą go z otwartymi ramionami.

MICHAŁ WYRWA

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...