Reklama

Berg: Bardziej przegraliśmy tytuł, niż Lech go zdobył

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 lipca 2015, 08:55 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Wiosną nie graliśmy tak, jak potrafimy. Mamy poczucie, że bardziej przegraliśmy tytuł, niż Lech go zdobył. W lidze graliśmy z poznaniakami trzy razy, zawsze przeważaliśmy i kontrolowaliśmy mecz. Obraz gry zmieniały nasze indywidualne błędy, a nie doskonała postawa rywala. Nie czujemy się gorsi od Lecha – mówi na łamach Gazety Wyborczej Henning Berg, trener Legii.

Berg: Bardziej przegraliśmy tytuł, niż Lech go zdobył

FAKT

Muszą wygrać bez wzmocnień – to o Śląsku.

Image and video hosting by TinyPic

Wśród 18. piłkarzy Śląska, którzy polecieli do Słowenii na mecz z NK Celje (dziś, godz.20) jest aż pięciu młodzieżowców. W tym dwóch, którzy nawet nie zadebiutowali w ekstraklasie. Wrocławianie powinni przejść pierwszego rywala, ale takim składem daleko nie zajadą ani w Europie, ani w lidze. – Chcemy przejść Słoweńców także po to, żeby dostarczyć właścicielom argumentów, iż ten zespół warto wzmocnić. Mieliśmy na każdą pozycję na boisku listy rankingowe. Według tego chcieliśmy robić transfery. Tymczasem na poszczególnych pozycjach ludzi z numerem jeden lub dwa sprząta nam konkurencja – mówi trener Śląska Tadeusz Pawłowski (62 l.), który wielokrotnie przestrzegał, że występy w rozgrywkach o europejskie puchary ze zbyt wąską kadrą to proszenie się o takie kłopoty, jakie w poprzednim sezonie miały Zawisza i Ruch.

Reklama

I bez Pazdana damy radę – nie ma wątpliwości piłkarz innego z pucharowiczów, Sebastian Madera z Jagi.

Czy denerwuje się pan jeszcze przed meczami?
– Niestety, tak. Szukam sposobów, aby pozbyć się nerwów, ale słabo mi to idzie. jeśli do tej pory się nie udało, to chyba już się nie uda.

Bez Michała Pazdana, z którym grał pan na środku obrony, jeszcze bardziej?
– Spokojnie. Przecież nie tak dawno grałem z Igorsem Tarasovsem, jeszcze wcześniej z Markiem Wasilukiem, a więc nie ma problemu. A Michał, jak każdy, chce się rozwijać.

(…)

Jeden z działaczy Lechii uważa, ze pozbycie się pana z Lechii było bardzo dużym błędem.
– Zawsze tak się mówi. Widocznie pod latarnią jest najciemniej. Wszyscy zaczynają cię doceniać, jak już cię nie ma.

Z kolei Wilczek idzie do Włoch.

Reklama

Król strzelców Ekstraklasy (z 20 golami na koncie) nieoczekiwanie trafił do Włoch. Kamil Wilczek (27 l.) został wczoraj piłkarzem Carpi – beniaminka włoskiej Serie A! Carpi to zespół, który dość niespodziewanie znalazł się we włoskiej elicie. Jako że dysponuje wyjątkowo archaicznym stadionem, swoje domowe mecze będzie rozgrywał w pobliskiej Modenie. W drużynie brakuje gwiazd i wydaje się, że Wilczek ma realna szanse na grę w pierwszym składzie. – Wybraliśmy ten klub z ponad 10 różnych ofert. Innymi opcjami dla Kamila były Niemcy, Anglia, Hiszpania i Francja. Przez pewien czas możliwe było też pozostanie w polskiej lidze, ale oferty nie były w tym momencie odpowiednio konkretne – stwierdził cytowany przez serwis weszlo.com Jarosław Kołakowski, agent piłkarza.

Fotki z tego, jak Legia fruwała nad Alpami? Można popatrzeć. Ciekawsza jest wiadomość, że Malick Evouna z marokańskiego Wydad Casablanca okazał się za drogi.

Image and video hosting by TinyPic

Widzew przestaje istnieć.

Miały być mistrzostwa kraju, europejskie puchary, a nawet Liga Mistrzów. Nie tylko nic nie wyszło z tych zapowiedzi. Po ośmiu latach rządów Sylwestra Cacka (56 l.) Widzew jest bliski upadku. (…) Klub z al. Piłsudskiego może teraz starać się o grę w III lidze. Tutaj wymogi finansowe do otrzymania licencji są mniej rygorystyczne niż w wyższych klasach rozgrywkowych. Nie wydaje się jednak, aby działacze w ogóle rozpatrywali ten wariant. Wszystko wskazuje na to, że spółka zarządzana przez Cacka wkrótce przestanie istnieć. Jedynym sposobem na to, aby Widzew nie zniknął z piłkarskiej mapy kraju, jest powołanie nowego stowarzyszenia, które prawdopodobnie zostałoby dopuszczone do gry w czwartej lidze.

GAZETA WYBORCZA

W Rzeczpospolitej nic ciekawego, dlatego od razu przechodzimy do Gazety Wyborczej. Tutaj Legia wymyśla się na nowo – taki tytuł ma wywiad z Henningiem Bergiem.

gw

Trudno było zaakceptować utratę mistrzostwa?
– Bardzo. Wiosną nie graliśmy tak, jak potrafimy. Mamy poczucie, że bardziej przegraliśmy tytuł, niż Lech go zdobył. W lidze graliśmy z poznaniakami trzy razy, zawsze przeważaliśmy i kontrolowaliśmy mecz. Obraz gry zmieniały nasze indywidualne błędy, a nie doskonała postawa rywala. Nie czujemy się gorsi od Lecha.

(…)

Mimo odejścia Radovicia Legia wciąż była jednak na tyle silna, by wygrać ligę.
– Oczywiście, ale bez niego było to zadanie dużo trudniejsze. Nie unikam jednak odpowiedzialności za porażkę. Rozumiem krytykę, jaka spadła na mnie, choć uważam, że jeden gol więcej w meczu z Lechem w rundzie finałowej zmieniłby spojrzenie wielu ludzi na miniony sezon. Wiemy, co zrobiliśmy źle i gdzie popełniliśmy błędy. Długo rozmawialiśmy z Kazimierzem Sokołowskim i Paco na temat poprzedniego sezonu i wiemy, co wymaga natychmiastowej poprawy.

Przygotowanie fizyczne? Wiosną piłkarze sprawiali wrażenie biegających dużo, ale w jednostajnym tempie.
– Nie zgadzam się z tym. Korzystamy z programu Amisco [system zamontowany na stadionie Legii, mierzący m.in. dystans oraz tempo biegu zawodników – red.]. Dostarcza on nam konkretnych informacji i dzięki niemu wiemy, że pięć meczów o największej intensywności rozegraliśmy w rundzie wiosennej. Fizycznie drużyna wyglądała dobrze.

SUPER EXPRESS

Kiełb to nasza tajna broń – rzuca Tadeusz Pawłowski, trener Śląska.

se

Odżałował pan już odejście Marco Paixao do Sparty Praga? Kim pan zamierza postraszyć Słoweńców?
– Marco nie dał się przekonać, by u nas zostać. Jego decyzja. Nie ma co patrzeć do tyłu. Mam Roberta Picha, Petera Grajciara, Flavio, na szpicy może zagrać Mateusz Machaj. Mam przeczucie, że w roli fałszywej dziewiątki poradziłby sobie też Jacek Kiełb. Bardzo dobrze wprowadził się do zespołu, strzelił zwycięskiego gola w sparingu z Zagłębiem Lubin. Na boisku myśli, umie się ustawić, nie boi się podjąć ryzyka.

Po co właściwie Śląskowi ta Liga Europy? Mówi się o kłopotach finansowych klubu, wzmocniliście się tylko Kiełbem, będzie wstyd, jeśli Celje was wyeliminuje.
– Ja nie kalkuluję. Nie zastanawiam się, czy będzie wstyd, jeżeli odpadniemy. Zresztą wierzę, że przejdziemy Słoweńców. Mamy ich rozłożonych na czynniki pierwsze. Moi współpracownicy oglądali nawet ich mecz rezerw. Od nas odszedł Marco, a Celje sprzedało do FC Kopenhaga za 1,2 mln euro Benjamina Verbicia, który w poprzednim sezonie strzelił dla nich 15 goli. Chcemy skutecznie grać w Ekstraklasie oraz jak najdłużej w Pucharze Polski i Lidze Europy. Do tego niezbędna jest szeroka kadra. Dlatego potrzebuję jeszcze czterech nowych graczy.

SPORT

Europa czeka.

sp

Spoglądamy w unikalne tematy. Eurowstyd, czyli polskie kompromitacje.

2003/04. Runda wstępna Pucharu UEFA: GKS Katowice – Cementarnica Skopje 0:0 i 1:1

2004/05. I runda Pucharu UEFA: Wisła Kraków – Dinamo Tbilisi 4:3 i 1:2

2009/10. II runda eliminacji Ligi Mistrzów: Wisła Kraków – Levadia Tallin 1:1 i 0:1

2010/11. III runda eliminacji Ligi Europy. Wisła Kraków – Karabach Agdam 0:1 i 2:3

2011/12. I runda eliminacji Ligi Europy: Jagiellonia Białystok – Irtysz Pawłodar 1:0 i 0:2

2013/14. III runda wstępna Ligi Europy: Lech Poznań – Żalgiris Wilno 0:1 i 2:1

Poza tym, mnóstwo małych tekstów i relacji ze sparingów:
– Ruchu wyścig z czasem: przegrywa drugi raz
– Pierwsza porażka Cracovii od kwietnia
– Wilczek śladami Glika
– Czas debiutów w Zabrzusp3

Kręcina na prezesa?

W ostatnich latach chyba najwięcej o Piaście mówiło się w związku ze Zdzisławem Kręciną. W marcu 2014 roku kraj obiegła informacja o podpisaniu przez byłego sekretarza PZPN-u umowy z gliwickim klubem. Kręcina zajął się poprawą organizacji w śląskim klubie, a także pomagał przy transferach. To m.in. dzięki jego zabiegom do Gliwic trafił Konstantin Vassiljev, który okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. (…) Mniej wtajemniczeni kibice Piasta zaczęli spekulować, że coś musiało się popsuć na linii prezes-dyrektor i stąd odsunięcie się w cień Kręciny. Prawda jest zupełnie inna, a plotkowano o niej od jakiegoś czasu i to nie tylko w gliwickim klubie. – Wspólnie z władzami Piasta podjęliśmy taką decyzję z uwagi na moje plany. Media głośno już o tym mówią – czytam i słyszę, że chcę być prezesem – więc nie będę kłamał i ukrywał, że tak nie jest: faktycznie chcę wystartować w wyborach do Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Chciałbym zasiadać w tym gremium, bo Śląsk to dla mnie wyjątkowy region – przyznał nam Zdzisław Kręcina.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Czwartkowa okładka.

ps

Omijamy wywiad z Maderą, który cytowaliśmy już przy okazji Faktu. Raz jeszcze czytamy natomiast o obowiązkowym zwycięstwie Śląska.

Na razie jednak na tapecie są wicemistrzowie Słowenii i we wrocławskim obozie panuje przeświadczenie, że na pierwszy pucharowy schodek Śląsk wejdzie, choćby i w obecnym kształcie personalnym. Pewności nie mąci nawet skład ławki rezerwowych, na której zasiądą między innymi nastolatkowie Mariusz Idzik i Maciej Pałaszewski (obaj łącznie zero minut w ekstraklasie) oraz będący w ich wieku Michał Bartkowiak, który ledwo powąchał ligowy proch. O tym ostatnim trener Pawłowski niedawno wypowiadał się, że właściwie to powinien odpocząć, bo kiedy inni mieli urlopy, Bartkowiak wojażował z polską kadrą juniorów po Gruzji. Ale jedzie do Celje, podobnie jak rówieśnicy. Musi, bo inaczej Śląsk nie skompletowałby meczowej osiemnastki. Gracze Śląska jeszcze przed środowym wylotem do Słowenii zapoznali się z analizą taktyczną rywala. Już w weekend w Słowenii byli asystenci trenera Pawłowskiego, którzy analizowali nie tylko sparing NK Celje z Zavrčem (3:3), ale nawet mecz rezerw Celje. Słoweńcy to zespół gorszy od wrocławian o klasę, ale preferujący taki styl, że nie można starcia z nimi traktować wypoczynkowo. – Widać, że dużo grają piłką i mają to przyzwoicie opanowane. Jeśli im się pozwoli na zbyt wiele, nakręcą się. Wtedy mogą być niebezpieczni – mówi kapitan wrocławian Mariusz Pawełek, który ostatnio był pod szczególną opieką. Mocno poturbowany w sobotnim sparingu z Zagłębiem Lubin (1:0) być może nawet nie zostałby wysłany do walki z bałkańskimi napadalcami (tak brzmi po słoweńsku słowo „napastnik”). Występ uratowała mu szybka i sprawna interwencja sztabu medycznego. – Nawet te słynne pijawki naszego masażysty nie były konieczne – komentuje Pawełek.

ps2

Katastrofa ma na imię Widzew.

Cacek rozpoczął rządy w Widzewie od zorganizowania konferencji w jednym z łódzkich teatrów. Prezentowano na niej kolorowe plansze, wykresy, padały szumne zapowiedzi. Biznesmena z Piaseczna nie interesowała przeciętność. Zespół miał walczyć nie tylko o mistrzostwo kraju, ale skutecznie rywalizować w pucharach. „Budujemy Wielki Widzew” – tej treści napis pojawił się na scenie. O planach opowiadał z takim entuzjazmem, że na widowni nie było nikogo, kto nie dałby wiary w jego słowa. Do dzisiaj krąży anegdota, jak jeden z łódzkich dziennikarzy zajmujący się pisaniem od lat o Widzewie, wrócił po konferencji do redakcji, usiadł za biurkiem i długo milczał. W końcu przemówił: „Europa jak ch…!”. – Współczuję panu Cackowi. Otoczył się przyjaciółmi, którzy nie mieli zielonego pojęcia o profesjonalnym futbolu. Wydawał ogromne pieniądze, ale w taki sposób, że wszyscy mieli z tego korzyść – mówi „PS” Jan Tomaszewski. To uproszczenie, bo Cacek nie chciał nikogo słuchać, poza nielicznymi wyjątkami. „Nie mamy się czego wstydzić. Real to przede wszystkim bardzo wysoki poziom sportowy i głównie tym oraz skalą organizacji się różnimy. Jeśli chodzi o działalność samego klubu, wielkich różnic nie ma, oczywiście zachowując proporcje. Real robi to samo, tylko na większą skalę” – stwierdził Mateusz Cacek po wizycie w 2010 roku na stadionie Santiago Bernabeu. Syn właściciela przez pewien czas pełnił w klubie funkcje wiceprezesa i dyrektora sportowego. Wówczas popełniono szereg błędów, które odbiły się na kondycji finansowej Widzewa. Zatrudniano piłkarzy z zagranicy, którzy niewiele dawali zespołowi, a zarabiali krocie. Choćby Bogdan Straton. Rumuński obrońca miesięcznie inkasował około 50 tysięcy złotych, a w lidze nie rozegrał żadnego spotkania. – Gdy pan Cacek przychodził do Widzewa, w wywiadach mówił o grze w pucharach. Rozumiem, że wszystko można powiedzieć, ale jeśli się nie udaje, trzeba uczciwie przyznać się do błędów i postarać się je naprawić. Tego zabrakło – ocenia wychowanek Widzewa Sławomir Gula. – Zarządzający byli niewinni, a dostało się wszystkim innym, byłym piłkarzom, dziennikarzom, kibicom, władzom miasta, lokalnym biznesmenom czy PZPN. Było coraz gorzej, ale nadal opowiadano, że jest świetnie, czego nie widać było na boisku. To tak jakbym poszedł do kina na film oskarowy, a został wyświetlony krótkometrażowy animowany. To mistrzostwo świata, żeby w dwa lata spaść z ekstraklasy do II ligi i jeszcze nie otrzymać na nią licencji – dodaje.

Głos zabiera również Darko Jevtić z Lecha: Zgarnąć wszystkie puchary.

Jakie cele stawiacie sobie w nowym sezonie?
– Chcemy wygrać w Polsce wszystko, czyli nie tylko mistrzostwo, ale też Puchar Polski, no i Superpuchar, bo w końcu gramy w nim z Legią. Nie zapominamy jednak również o europejskich pucharach. Marzenie to oczywiście Liga Mistrzów. Zrobimy wszystko, żeby się w niej odnaleźć. Ale jeśli się nie uda, to celem jest faza grupowa Ligi Europy. To także byłoby atrakcyjne dla naszych kibiców. Indywidualnie? Chciałbym grać lepiej niż w poprzednim sezonie, który miałem mocno nierówny ze względu na problemy zdrowotne. Najważniejsze jest dobro drużyny i chcę dla niej pracować najlepiej, jak umiem.

(…)

Przyszedł pan do Poznania rok temu z ligi austriackiej. Teraz taką samą drogę przebył Denis Thomalla.
– Widziałem go na treningach, ma umiejętności – jest dobrze wyszkolony technicznie, szybki, powinien nam pomóc. Jest jednak różnica w naszych transferach. Kiedy ja przychodziłem, o Polsce nie wiedziałem praktycznie nic, jechałem w nieznane. On natomiast ma stąd rodzinę, jego rodzice są Polakami i nie ma problemów z porozumiewaniem się, bo dobrze mówi po polsku.

ps3

Poważny problem Szczęsnego, jakie doświadczali już inni polscy bramkarze.

Transfer Petra Čecha za 11 mln funtów to czytelny sygnał od Wengera, żeby Wojtek pomyślał o swojej przyszłości. Po co czeski bramkarz ma iść do Arsenalu i siedzieć na ławce? – retorycznie pyta Jerzy Dudek. Były reprezentant Polski kiedyś poznał smak ławki w wielkich klubach, od kilku miesięcy zapoznaje się z nim również Wojciech Szczęsny. O ile w nowym sezonie miałby szanse wygrać rywalizację z Davidem Ospiną, o tyle z czeskim gwiazdorem będzie mu niezwykle ciężko. (…) Z wielkim przeciwnikiem musiał mierzyć się też Tomasz Kuszczak. Na Old Trafford prześladował go Edwin van der Sar, ale był w nieco innej sytuacji niż Dudek w Madrycie. Kiedy trafił do Manchesteru, słynny Holender miał już 36 lat, a Polak 24. Kuszczak miał jednak pecha. Van der Sar okazał się wyjątkowo długowieczny i bronił jeszcze pięć sezonów. Zakończenie przez niego kariery nie pomogło Kuszczakowi, a wręcz przeciwnie. Polak nie chce o tym mówić, ale musiał podpaść Aleksowi Fergusonowi, bo nagle został odsunięty od drużyny i pół roku ani razu nie wystąpił na boisku. Smak ławki rezerwowych w Anglii poznał też Łukasz Fabiański. On jednak nie miał aż tak słynnego rywala. W pierwszych sezonach w Arsenalu przegrywał rywalizację z Manuelem Almunią. W 2010 roku, kiedy Hiszpan doznał kontuzji, Fabiański wykorzystał szansę i na kilka miesięcy został bramkarzem numer jeden. Potem jednak nabawił się urazu i do bramki wskoczył Wojciech Szczęsny. Powrót Almunii do zdrowia już tego nie zmienił. W kolejnym sezonie to Szczęsny był numerem jeden, Fabiański numerem dwa, a Hiszpan znalazł się na bocznym torze i w końcu odszedł z klubu. O tym, że można wygrać rywalizację z bramkarzem, który przez dłuższy czas był numer jeden, przekonał też Adam Matysek. Trzy lata nieźle radził sobie w Bayerze Leverkusen, aż klub zatrudnił Pascala Zuberbühlera. – Trener Daum powiedział mi, że ściągamy bramkarza i czeka nas ostra rywalizacja, ale byłem zbyt doświadczony, by między wierszami nie wyczytać, że mogę mieć kłopoty – opowiada Matysek.

ps4

Nie idę na ścięcie – zapewnia Łukasz Skorupski, wypożyczony do Empoli.

Wypożyczenie do Empoli to krok do tyłu, bo odchodzi pan z Romy do słabszego klubu, czy do przodu, bo będzie pan częściej grał?
– To krok… idealny.

A coś więcej?
– Empoli to klub nastawiony na ogrywanie i promocję młodych. Po ostatnim sezonie jego piłkarzami interesowali się trenerzy Interu, Milanu czy Arsenalu Londyn. W poniedziałek spotkałem się z dyrektorem sportowym i prezydentem klubu, poznałem ich pomysł na funkcjonowanie Empoli.

Będzie pan bramkarzem numer jeden?
– Miejsca nikt mi nie zagwarantuje, ale chyba tak to wygląda. Zresztą najwięcej zależy ode mnie. I to jest właśnie najlepsze. Już nie mogę doczekać się przygotowań, startujemy 7 lipca. W czwartek mam wesele brata, ale nie będzie szaleństw, bo zaraz zaczynają się treningi.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...