Reklama

Chile w finale, ale Peru wygrało serca kibiców

redakcja

Autor:redakcja

30 czerwca 2015, 02:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

Szkoda. Wielka szkoda. Szkoda Peruwiańczyków, bo zarówno postawą w poprzednich meczach, jak i – przede wszystkim – dzisiejszymi dziewięćdziesięcioma minutami zdobyli sympatię chyba wszystkich bezstronnych kibiców. Szkoda Chilijczyków – bo po raz kolejny wszyscy będą się zastanawiać „co by było gdyby”. Szkoda widowiska – bo scenariusz z 90 minutami gry w równych składach brzmi dość ekscytująco, biorąc pod uwagę jak potoczył się mecz. Szkoda wreszcie, że Copa America rozkręcało się tak powoli i chyba nie będzie wielkim nadużyciem powiedzieć, że już niewielu na te nocne spotkania czekało. No i w końcu: szkoda, że ten mecz nie potrwał sto dwadzieścia, albo i sto pięćdziesiąt minut.

Chile w finale, ale Peru wygrało serca kibiców

Szkoda, szkoda, szkoda. Najlepszy mecz turnieju do tej pory? Na pewno jeden z najbardziej interesujących, przesyconych wątkami, które warto poruszyć, akcjami, o których chce się pisać. No bo weźmy choćby nieuznanego (chyba niesłusznie?) gola Chile zdobytego po pozycyjnym ataku, w którym brało udział grubo ponad pół składu, a zanim został oddany strzał – piłka przez kilkadziesiąt sekund chodziła po sznurku między kolejnymi zawodnikami zespołu gospodarzy turnieju. Strzał Vargasa na 2:1? Wiadomo, klasa, można by temu poświęcić osobny hymn pochwalny. A gdzie miejsce na pochwały wszystkich prostopadłych piłek, wszystkich klepek i wszystkich kombinacyjnych akcji Chilijczyków? Górą, dołem, szybko, powoli – bez różnicy. Wszystkie podania łączyło jedno – odwaga i kreatywność.

Moglibyśmy dalej rozpływać się nad Chile, ale niestety nie wiemy, czy to faktycznie Valdivia i spółka tacy wspaniali, czy rywale tacy osłabieni. Dwadzieścia minut. W dodatku dwadzieścia minut, podczas których dominującą stroną było Peru, podczas których podopieczni Ricardo Gareci wcale się nie bronili, ale wręcz atakowali gospdoarzy. Dwadzieścia minut gry w pełnych składach, potem druga żółta kartka dla Carlosa Zambrano. Cios, po którym wielu by pewnie upadało, ale – i tu znów olbrzymie słowa uznania – nie Peruwiańczycy. Najpierw dzielnie bronili się przy wyniku 0:0 – ale w dość podwórkowy sposób, dopychając do bramki jakiś zagubiony centrostrzał, ukłuł ich Vargas.

Potem próbowali się odgryźć, ba, udało im się zdobyć wyrównującą bramkę. Od dwudziestej minuty w osłabieniu, z faworyzowanym gospodarzem turnieju, przeciw całej chilijskiej potędze z Sanchezem i Vargasem na czele – udało się wyrównać. Oczywiście już chwilę później Peruwiańczyków skarcił Vargas:

Reklama

Ale walki do samego końca odmówić im się zwyczajnie nie da. Może gdyby grali dziewięćdziesiąt minut w pełnych składach? Może gdyby ten pierwszy strzał Vargasa jednak nie wturlał się do siatki, może gdyby udało się coś strzelić jeszcze przed wyrzuceniem z boiska Zambrano? Tak czy owak – Peru zrobiło swoje. Przegrało w półfinale, ale po walce, jakiej brakowało nam w wielu wcześniejszych meczach.

Gospodarze? Chile czeka już na zwycięzcę drugiego półfinału. Czeka diabelnie mocne i z ogromnym apetytem, by wykonać ostatni krok.

Postaw w BET-AT-HOME na Argentynę (1.39) lub Paragwaj (9.18)

Najnowsze

Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
0
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo
1 liga

Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu

Bartosz Lodko
3
Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu
Francja

Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Bartosz Lodko
0
Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...