Nie w Śląsku Wrocław, którego nie stać na poważne transfery gotówkowe, nie w Jagiellonii Białystok, jak również sugerowały media (na nieszczęście Tarasovsa!), ale jednak w Lechii Gdańsk ma ostatecznie wylądować Jakub Kosecki. Według naszych informacji, sprawa jest na ostatniej prostej – uzgadniania warunków indywidualnych zawodnika i nic już nie powinno się tu wykoleić.
Lechia nie próżnuje, łata dziury na kolejnych pozycjach. Kiedyś napisalibyśmy, że się wzmacnia. Dziś, mając w pamięci ostatnie boiskowe wyczyny Koseckiego, napiszemy raczej, że zwiększa pole manewru na skrzydłach, gdzie jej jedynym w miarę niezawodnym zawodnikiem był do tej pory Makuszewski. Nazario zwłaszcza wiosną próbował mu dorównać, ale konkurencja z pewnością nie zaszkodzi.
Zmiana otoczenia nie zaszkodzi też samemu Koseckiemu. Będziemy się mu uważnie przyglądali, licząc, że a nuż – nie jest dla niego za późno. Nawdycha się świeżego morskiego powietrza i jeszcze wróci do poważnego grania. Tak naprawdę, to on wydaje się na tę chwilę największym wygranym w tym układzie. Legia zarobi parę groszy, ale nie są to sumy, które mogłyby ją zbawić. Lechia, wiadomo, ryzykuje, sprowadzając mocno chimerycznego skrzydłowego. Dla Koseckiego to po prostu szansa, by przestawić zwrotnicę i jeszcze wycisnąć z tej kariery nieco więcej.
