Reklama

Nowa książka Dudka. Przeczytaj fragmenty!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

27 maja 2015, 16:14 • 8 min czytania 0 komentarzy

Siadając do takiej lektury mieszane odczucia są rzeczą naturalną. Z jednej strony – trzymasz w ręku wspomnienia gościa, który TAM był. Zna wielką piłkę od kulis i nawet jeśli nie odgrywał już znaczącej roli w wydarzeniach, o których mówił cały świat, to był ich częścią. Jest w stanie je zrelacjonować. Z drugiej strony jednak – obawiasz się o to, ile odważył się odsłonić. Na ile był z tobą szczery? Umówmy się, mając opory naprawdę nietrudno o zbiór słodkich pierdów, których nie uratuje nawet anegdota o Cristino Ronaldo.

Nowa książka Dudka. Przeczytaj fragmenty!

Jak jest z nową autobiografią Jerzego Dudka (KLIKNIJ, aby kupić w naszym sklepie), która niedługo trafi do powszechnej sprzedaży?

– Długo wzbraniałem się przed pisaniem tej książki. Powiem szczerze – po tym, gdy ukazała się pierwsza część moich wspomnień nie chciałem jej. Dlaczego? Bo wątpiłem w to, że jestem w stanie jeszcze czymś ludzi zainteresować – mówi Jerzy Dudek. – Jednak z czasem zauważyłem, że moi znajomi często pytają mnie nie o finał w Stambule, który był szczytem mojej sportowej kariery, a o to, co działo się później. O moje rozstanie z Liverpoolem, o szatnię Realu, w której działy się przecież ważne rzeczy, o to jakim człowiek prywatnie jest ten czy inny piłkarz. Wszystko to znajdziecie w książce.

***

FRAGMENT:

Reklama

Przed dwoma laty przeczytałem, że prasa hiszpańska tropi „szczura” w szatni Realu. Od razu przypomniał mi się mecz z Barceloną w kwietniu 2011 roku, gdy zremisowaliśmy na Santiago Bernabéu 1:1. Mourinho wszedł do szatni i powiedział, że wynik nie jest zły. Prawie całą drugą połowę graliśmy przecież w dziesiątkę po czerwonej kartce Albiola. I niespodziewanie dodał:

– Widzę, że macie dobre kontakty z mediami. Wiem, że trzeba z nimi współpracować. Ale nie myślałem, że ta współpraca układa się aż tak dobrze. Dzięki temu dowiedziałem się, że nie chcecie zgrupowań przed meczami, że nie ćwiczymy jak należy stałych fragmentów, że nie mamy odpowiednich zajęć taktycznych. Cztery godziny przed meczem włączam telewizor i kurwa widzę, że dziennikarz podaje nasz skład!

Zaczął krzyczeć:

– Jak mogliśmy ich czymś zaskoczyć, skoro jeden z was jest zdrajcą!!! Tak, tak, zdrajcą! Przed meczem ktoś z was puścił informacje w jakim składzie wyjdziemy. Wiedzieli już o nas wszystko. To my trenujemy cały tydzień, chcemy ich zaskoczyć, chcemy pozmieniać coś w składzie, ustawiamy Pepe w pomocy, żeby grał na Messiego i o tym mówimy… Że Pepe już wie jak go kryć, wie kiedy odpuszczać, żeby on nie był dla nas największym zagrożeniem, kiedy bierze piłkę i robi przewagę, a my zaczynamy panikować. Dlatego Pepe miał iść do pomocy, tak? Tak. I wszystko było pięknie. Czemu to nie wyszło?

Nikt się nie odezwał, a Mou dalej krzyczał:

– Zawsze idę z przodu, w pierwszej linii. Kontroluję wszystko co się dzieje. Jak generał idę zawsze z wami w ogień. Już mamy ich atakować, a tu ktoś mi nóż wbija w plecy. Jeden z was wbija mi nóż w plecy przed tak ważnym spotkaniem?

Reklama

Miał łzy w oczach. Nigdy go jeszcze nie widziałem w podobnym stanie, tak rozemocjonowanego.
I dalej krzyczał:

– Gdzie jest ten szczur? Kto nim jest? Kto to może być? Może ty…

Pokazał na Estebana Granero pochodzącego z Madrytu. I wyjaśnił:

– To może być ktoś, kto gra tu najdłużej.

Wskazał jeszcze palcem na trzech czy czterech innych chłopaków, pytając:

– Jak możecie niszczyć to, nad czym ciężko pracowaliśmy cały tydzień? Oszukaliście mnie, ale oszukaliście też siebie, wasze rodziny i przyjaciół. Ja się kurwa dowiem kto dał informacje temu dziennikarzowi. Ale teraz nie wiem czy mi to potrzebne. Nie chcę kurwa z wami gadać…

Rzucił plastikową butelką z jakimś napojem o ścianę, trzasnął drzwiami i wyszedł. Siedzieliśmy w szatni cicho jak zbite psy, patrząc jeden na drugiego.

Przez parę dni był obrażony. Chciał zrezygnować z pracy w Realu, co powiedział mi Silvino, trener bramkarzy. Mourinho nie toleruje nielojalności. Dlatego to zdarzenie do końca pozostawiło zadrę w jego duszy. Kolejne konflikty, prawdziwe czy nie, były tylko kontynuacją zdarzenia z wyciekiem składu do mediów. Później raz po raz wypływały z szatni następne rewelacje – kto kogo nie lubi, że zespół już stracił wiarę w trenera, że Cristiano ma z nim konflikt, że Iker został odstawiony na ławkę ze względu na swoją gadającą dziewczynę.

***

Anegdoty o postaciach z pierwszych stron gazet. To duża siła tej książki, prawdopodobnie największa. Już w trakcie spotkania autorskiego Dudek sypał nimi jak z rękawa. O rodzicach Ikera Casillasa, którzy przyszli podziękować Polakowi za to, że opiekuje się ich synem. O Benitezie, którego relacje z zawodnikami są dość szorstkie, ale który dba o to, by drużyna była skonsolidowana np. decydując o tym, kto z kim powinien mieszkać. O Alfredo Di Stefano, który w Madrycie cieszył się szacunkiem na trudną do ogarnięcia skalę.

dudi

Do tego dochodzą jeszcze opinie. Jak zapewne wiecie, byłego bramkarza Realu nie wymienilibyśmy w gronie naszych ulubionych opinionistów. Zdarza mu się mylić wątki, zdarza mu się zaprzeczać samemu sobie (hmm, to nawet reguła). Jednak druga strona medalu – naprawdę dużo widział.

Czy Benitez będzie dobrym trenerem dla Realu Madryt? Wracam właśnie z Liverpoolu, z obchodów dziesiątej rocznicy finału w Stambule. Rozmawiałem z chłopakami i każdy z nich przyznawał, że ani nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie był tak dobrze przygotowany do gry w piłkę, jak za czasów Beniteza. O to więc jestem spokojny. Trzeba jednak pamiętać, że Hiszpan potrafił robić dobre zespoły z drużyn, w których nie było wiele gwiazd. U nas jedyną był Gerrard. A w Realu każdy jest gwiazdą i dlatego będzie mu ciężko. Idealnym połączeniem dla „Królewskich” byłby duet Benitez-Mourinho. Pierwszy przygotowywałby zespół, a drugi wyciskał z niego to, co najlepsze.

***

FRAGMENT:

Podobne ekscesy, jak podczas pamiętnego wyjazdu do Portugalii, zdarzają się w każdym angielskim klubie przynajmniej raz czy dwa razy do roku. Choćby na słynnych Christmas Party, gdy zawodnicy przyjeżdżają do restauracji na imprezę zamkniętą, by mogli się swobodnie pobawić. Też kilka takich imprez zaliczyłem.

Zaczęliśmy na nich wręczać sobie prezenty świąteczne. Na taki pomysł wpadła liczna kolonia hiszpańska w klubie, a konkretnie Pepe Reina. Od razu trzeba wyjaśnić – nie były to normalne prezenty czy bardzo drogie upominki typu butelka specjalnego gatunku whisky, a wyłącznie przygotowywane z jajem. Szansa na wykazanie się kreatywnością i zaskoczenie kumpla z drużyny, którego przyszło nam obdarować. Ciągnęliśmy losy, każdy zapamiętał, kogo wylosował i miał mu zrobić właśnie taki prezent na uroczystej kolacji. I niektórych rzeczywiście ponosiła fantazja.

Na przykład John Arne Riise dostał wielki plakat Stevena Gerrarda z podpisem „Specjalnie dla mojego sympatyka”. Steve był kiedyś dla Johna idolem. Gdy znaleźli się w jednym klubie, czuł, że Riise łazi za nim krok w krok. Jakby mógł, pewnie poszedłby także do… Ktoś, kto przygotowywał dla niego prezent, wpadł na pomysł, że skoro John tak uwielbia Gerrarda, powinien dostać kilka zdjęć z jego podpisem i plakat, który mógłby sobie powiesić w domu. By nie czuł się w nim osamotniony, kiedy będzie musiał jechać tam bez niego.

Naszemu maserowi, który wprost uwielbiał ćwiczyć, kupiłem plastikowe hantle. A co ja dostałem? Profesjonalny zestaw do ćwiczeń baletowych! Czyli baletki, różową sukieneczkę i specjalną poręcz do rozciągania. Przecież w finale w Stambule tańczyłem w bramce podobno jak baletmistrz. Wydaje mi się, że uraczył mnie tym prezentem Jamie Carragher, ale pewności nie mam.

Na wszelkich imprezach duszą towarzystwa był zawsze Craig Bellamy, człowiek niezwykle sympatyczny, potrafiący wspaniale integrować zespół. Występował w wielu klubach Premier League, miał ogromne doświadczenie, wiedział doskonale, co jest najistotniejsze, by wszyscy trzymali się razem także poza boiskiem.

Zaliczyłem z nim małą przygodę związaną z Christmas Party. Każdy miał przyjść na imprezę odpowiednio przebrany. Później wybieraliśmy spośród siebie najfantazyjniej wystrojonego chłopaka. A dodatkowo młodzi dostali od starszyzny drużyny zadanie przebrania się za konkretne postacie. Na ścianie w szatni wisiała ich lista, mogli między sobą dokonać wyboru. W Anglii bardzo popularny jest serial komediowy „Coronation Street”. Młodziaki mieli się poprzebierać za członków rodziny bohaterów serialu. Muszę przyznać, że zadanie wykonali rewelacyjnie.

Ja wskoczyłem w kostium Dartha Vadera z „Gwiezdnych wojen”. Sprowadzałem go za wielkie pieniądze, razem z potężnym hełmem i oryginalnym mieczem, aż z Londynu. Przyjechał dwie godziny przed imprezą. Ale inni też bardzo fajnie się poprzebierali, niektórzy za inne postacie z tego filmu, na przykład za Chewbaccę.

Paparazzi czatowali przed restauracją, a my już przebrani szybko przemykaliśmy do środka z taksówek. Na szczęście nie mieli wejścia na imprezę, a zabawa w swojskim gronie była super. W wewnętrznym konkursie dostałem nagrodę, chyba wspólnie z Pepe, za najoryginalniejsze przebranie. Fotkę to upamiętniającą można było później oglądać na jednej ze stron internetowych.

Zrobiło się strasznie gorąco, więc musiałem w końcu ściągnąć wielki hełm, żeby się napić piwa z chłopakami. Później nie mogłem go znaleźć i w końcu wróciłem do domu bez niego. Zguba znalazła się następnego dnia.

Bellamy, żeby paparazzi nie poznali go, gdy wychodził z restauracji, niewiele się namyślając wcisnął sobie mój hełm na głowę i wsiadł do taksówki. Po wejściu do samochodu zaraz przysnął i następnego dnia nic nie pamiętał. Nie wiedział więc, co stało się z hełmem. Ale na szczęście udało mi się namierzyć taksówkarza, który go wiózł. Opowiedział mi przebieg zdarzenia, choć prosił, żeby nie wydać go przed Bellamym.

Gdy Craig się przebudził, stwierdził ze zdziwieniem, że ma coś na głowie.

– Co to kurwa jest? – zapytał, i szybko ściągnął hełm.

Otworzył okno taksówki i wywalił go. Taksówkarz przyznał, że wolał się już nie zatrzymywać, by znaleźć zgubę, tylko postanowił jak najszybciej odwieźć Craiga do domu. Dlatego musiałem odbyć z Bellamym rozmowę wychowawczą:

– Craig, rozumiem, że chciałeś się zakamuflować po imprezie. Ale słuchaj, stary, niestety zdekompletowałeś mi strój Dartha Vadera.

Od razu zgodził się zrekompensować straty i oddał kilka stówek. I tym akcentem ostatecznie zakończyło się nasze świąteczne spotkanie.

Na imprezach organizowanych w innych klubach czasami nie wszystkim było do śmiechu. Na przykład jeden z chłopaków z Manchesteru City wsadził drugiemu do oka cygaro, bo był już na takiej adrenalinie.

***

Kliknij w link i zamów książkę „NieREALna kariera” już teraz. Dla pierwszych 300 osób egzemplarze z autografem!

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...