Reklama

Krychowiak liczy na wsparcie. Sam ma wygrać puchar dla mamy.

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2015, 09:27 • 14 min czytania 0 komentarzy

Krychowiak, Sevilla, Krychowiak, Sevilla. No i Dnipro. W środowej prasie znajdziecie wszystko, co musicie wiedzieć o Lidze Europy, a nawet trochę więcej. Z rzeczy niezwiązanych z dzisiejszym finałem, Janickim interesuje się HSV, ale nie wiadomo, czy podejmie poważniejsze rozmowy (wciąż nie jest pewne utrzymania w Bundeslidze). Zapraszamy na nasz przegląd piłkarskiej prasy.

Krychowiak liczy na wsparcie. Sam ma wygrać puchar dla mamy.

FAKT

Liczę na doping rodaków – mówi Grzegorz Krychowiak.

Image and video hosting by TinyPic

Czy awans Dnipro do finału to dla pana zaskoczenia?
– Każdy widział Napoli w finale. Dnipro to trudny rywal ze względu na twardy charakter i nieustępliwość. Mają najwięcej fauli ze wszystkich zespołów uczestniczących w Lidze Europy. Poza tym grali wszystkie mecze na wyjeździe, bo wiadomo co dzieje się na wschodzie Ukrainy.

Reklama

Pan liczy na wsparcie polskich kibiców.
– Tak, nawet mogą przyjść w biało-czerwonych barwach jak na mecze reprezentacji Polski. Dla mnie to jest na pewno dodatkowa motywacja, że będę grał na Stadionie Narodowym w klubowej koszulce. To niespotykana sytuacja. Mam nadzieję, że kibice będą dopingować mnie i moich kolegów. Liczę na wsparcie większości trybun.

Obok są teksty związane z Ligą Europy, ale w pozostałych tytułach jest ich jeszcze tyle, że zdążycie się znudzić.

Stronę dalej czytamy, że Boruc wróci do Legii, ale dopiero za rok.

Kibice Legii będą musieli poczekać na powrót Artura Boruca (35 l.). Wczoraj bramkarz podpisał roczny kontrakt z szefami Bournemouth. Władze stołecznego klubu nastawiają się na transfer reprezentanta Polski po zakończeniu przyszłego sezonu. (…) W przypadku powrotu Boruca na przeszkodzie z pewnością nie staną pieniądze. – Na pewno byśmy się dogadali – twierdzi doświadczony bramkarz, który przyjaźni się z dyrektorem ds. skautingu Michałem Żewłakowem (39 l.). Fani Legii z utęsknieniem czekają na powrót Boruca, ale na razie muszą się uzbroić w cierpliwość.

W ramkach:
– Michniewicz docenia Berga
– Henriquez chciałby zostać w Lechu
– Ojrzyński nie trafi do Katowic
– Miśkiewicz z nowym kontraktem

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Poza tym, Fakt pyta: Janicki do Niemiec?

Stoperowi Lechii Rafałowi Janickiemu (23 l.) marzy sie gra w 1. Bundeslidze. To marzenie niebawem może się spełnić. Janickim interesowali się przedstawiciele belgijskiego Gent. Na początku rundy wiosennej podczas meczu Legii z GKS (1:0) obserwowali go wysłannicy Celticu Glasgow. (…) Jak ustalił Fakt, pozyskaniem polskiego piłkarza zainteresowani są szefowie Hamburger SV. Tyle że dziś klub z Hamburga nie może być pewny gry w 1. Bundeslidze. 28 marca i 1 czerwca HSV czekają barażowe spotkania z Karlsruher SC. Od ich wyniku zależeć też będzie polityka transferowa klubowych działaczy.

RZECZPOSPOLITA

Zbliża się finał LE, a Boniek przetarł szlak.

Polski klub nigdy nie wywalczył żadnego z europejskich pucharów. Najbliżej był Górnik Zabrze. W 1970 r. dotarł do finału rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów, przegrał jednak z Manchesterem City 1:2. Mogliśmy się więc cieszyć z sukcesów tych Polaków, którzy wyjechali za granicę. Długo na to czekaliśmy. Marzenia spełnił i z kompleksów wyleczył Polaków Zbigniew Boniek. W roku 1982 przeszedł z Widzewa do Juventusu, a już w następnym wystąpił w finale rozgrywek o Puchar Mistrzów. Hamburger SV jeszcze wtedy był lepszy od turyńczyków, ale nadchodziły dwa lata supremacji Juventusu. W 1984 r. wywalczył on Puchar Zdobywców Pucharów, pokonując w finale w Bazylei FC Porto 2:1. Boniek strzelił zwycięską bramkę dla Juve, ale nie był to pierwszy gol Polaka w finałach. Tego zdobył dla Górnika Stanisław Oślizło. Boniek wbił też dwa gole Liverpoolowi w meczu o Superpuchar Europy (1984), a kilka miesięcy później pokonał mistrzów Anglii ponownie. Tym razem Liverpool i Juventus spotkały się na stadionie Heysel w Brukseli w walce o Puchar Mistrzów. Ten mecz, rozegrany niemal dokładnie 30 lat temu (29 maja 1985 r.), przeszedł do historii piłki z powodu tragedii, do jakiej doszło na trybunach. W efekcie ataku pijanych kibiców angielskich śmierć poniosło 38 Włochów i jeden Belg. Mimo to piłkarze wyszli na boisko, żeby rozegrać „mecz na cmentarzu”. Juventus wygrał 1:0. W 59. minucie szarża Bońka zakończyła się faulem Gary’ego Gillespiego. Szwajcarski sędzia Andre Daina przyznał Juventusowi rzut karny. Był zbyt daleko od miejsca zdarzenia i nie zauważył, że Gillespie sfaulował Bońka przed polem karnym. Michel Platini nie przejął się tym. Wykorzystał jedenastkę i Juventus zdobył puchar.

I jeszcze jeden tekst zatytułowany „Wrócili po puchar”.

Trzy lata po mistrzostwach Europy Warszawa na jeden wieczór znów stanie się centrum piłkarskiego świata. Miejscem, gdzie spełniają się marzenia. – Wiem, że nie jest to finał Ligi Mistrzów. Ale Liga Europejska to też wielkie wydarzenie, też znaczące trofeum, po zdobyciu którego przechodzi się do historii. Gdy decydowałem się na transfer do Sevilli, miałem z tyłu głowy marzenie, by zagrać w Warszawie – opowiadał kilka dni temu „Rzeczpospolitej” Grzegorz Krychowiak. Polski pomocnik przez kilkanaście miesięcy stał się gwiazdą nie tylko Sevilli, ale i całej ligi hiszpańskiej. Dziennik „Marca”, telewizja SkySports i portal UEFA wybrały go do jedenastki sezonu. A jego klub przygotował na jutrzejszy wieczór specjalne stroje, podobne do tych, w jakich Polska grała o trzecie miejsce na mundialu w 1974 roku. – Grzesiek mówi, że w Warszawie będziemy czuli się jak w domu. Apelował do kibiców, by przyszli w biało-czerwonych barwach i dopingowali nas tak samo jak reprezentację – przypomina prezes broniącej trofeum Sevilli Jose Castro. Razem z fanami z Hiszpanii, którym klub dopłacił do wejściówek i biletów lotniczych, stworzą oni najliczniejszą grupę na Stadionie Narodowym (ponad 15 tys.). – Będę musiał nauczyć się kilku słów po polsku, żeby im za to podziękować. Od kiedy przekazaliśmy puchar Warszawie, powtarzaliśmy, że szybko po niego wrócimy i słowa dotrzymaliśmy.

GAZETA WYBORCZA

Tematyka zostaje podtrzymana, czyli dziś finał Krychowiaka.

Image and video hosting by TinyPic

„Jedziemy do Warszawy” – tuż po półfinałowym zwycięstwie nad Fiorentiną roześmiany trener Sevilli Unai Emery sfotografował się pod takim napisem. W środę na Stadionie Narodowym jego zespół będzie bronił trofeum. Po raz pierwszy w historii Ligi Europy jej zwycięzca zdobędzie prawo do gry w Lidze Mistrzów. UEFA wprowadziła ten przepis, by podnieść prestiż rozgrywek. Sevilli spada to jak z nieba, mimo wspaniałej gry w tym sezonie w lidze hiszpańskiej zajęła dopiero piąte miejsce. Przed rokiem w finale w Turynie drużyna Emery’ego pokonała Benficę po rzutach karnych. Dziś ma bronić tytułu „u siebie”, jak kilka dni temu ogłosił Grzegorz Krychowiak, kupiony latem za 5,5 mln euro. Polak liczy, że rodacy wesprą jego i drużynę. – Dla mnie to życiowy mecz – mówił „Wyborczej”. (…) Krychowiak to jeden z liderów kadry Adama Nawałki i wschodząca gwiazda polskiej piłki. W zaledwie dziesięć miesięcy wyrósł na najlepszego defensywnego pomocnika w najmocniejszej lidze świata? Tak twierdzi „Marca”, największy sportowy dziennik Hiszpanii, który sumując noty przyznawane piłkarzom za mecze tego sezonu, uzyskał tak sensacyjne, z polskiego punktu widzenia, rozstrzygnięcie. Polak trafił do jedenastki Primera División jako jedyny gracz Sevilli, obok dwóch graczy Realu (James, Ronaldo) i czterech Barcelony (Messi, Piqué, Alves i Bravo). Konkurencja była wyjątkowo gwiazdorska. W Barcelonie na pozycji Krychowiaka gra mistrz świata i Europy Sergio Busquets, w Realu podobną funkcję pełnił mistrz świata Toni Kroos. Zdaniem byłego dziennikarza „Marki” Davida Ruiza Polak jest duszą i płucami Sevilli. – To gracz nieprawdopodobnie dojrzały i odpowiedzialny jak na 25-latka. Na boisku myśli i zachowuje się jak weteran i przywódca – tłumaczy Ruiz.

SUPER EXPRESS

Bieda nauczyła mnie pokory – opowiada Carlos Bacca.

Image and video hosting by TinyPic

Dobrze mieć w drużynie Grzegorza Krychowiaka?
– Bardzo dobrze! To unikalny piłkarz. Znałem go trochę z jego występów we Francji, ale to, co pokazuje w Sevilli! Zrobił ogromny postęp, jeśli chodzi o grę defensywną, to nasz skarb. Piłkarz na światowym poziomie.

(…)

Dziś jesteś wielką gwiazdą, ale jeszcze w wieku 21 lat pracowałeś jako pomocnik kierowcy autobusu, kontrolowałeś bilety. Lubisz wracać myślami do tego, czy lepiej zapomnieć?
– Pochodzę z biednej rodziny, musiałem pracować, aby pomóc bliskim. Nie wstydzę się tego.

Trudno to było pogodzić z grą w piłkę?
– Nie, bo wtedy nie miałem czasu na treningi. Praca nie pozwalała. Trenowałem i grałem tylko w soboty i niedziele. Trudny czas, ale bieda nauczyła mnie pokory. Dlatego twardo stąpam po ziemi, „odlot” mi nie grozi. Wiem, jaką drogę przeszedłem.

Apel wystosowuje również Krzysztof Krychowiak, starszy brat Grzegorza. Wygraj puchar dla mamy – mówi.

Jest strasznie ambitny, nie lubi przegrywać. Nie miało znaczenia, czy graliśmy w piłkę, kulki czy rzucaliśmy kamykami. Gdy coś nie szło po jego myśli, to zaciskał zęby, krzyczał, denerwował się. Zawsze chciał być najlepszy. Po prostu ma mentalność zwycięzcy – tak o Grzegorzu Krychowiaku (25 l.), gwieździe Sevilli, mówi jego starszy brat Krzysztof (31 l.). (…) – Moim marzeniem była gra w Kotwicy Kołobrzeg, a Grzesiek widział siebie w Liverpoolu – opowiada. – To był jego cel, który sobie wyznaczył i do którego dążył. Z naszej rodziny był najbardziej utalentowany. Dwaj bracia grali razem w Orle Mrzeżyno. – Gdy odchodziłem, to prezes klubu powiedział: „Oddaję jednego Krychowiaka, ale tego najlepszego – czyli Grześka – sobie zostawiam”. Było między nami 6 lat różnicy, ale szybko dało się zauważyć, że ja kopię piłkę, a on w nią gra. Zawsze był silny, szybki, zwrotny. Może tak wyrósł na pierogach, które tak lubi. Krzysztof Krychowiak uważa, że brat dobrze zrobił, decydując się na szybki wyjazd do Francji. Miał wtedy 16 lat. – Gdyby został w Polsce, to nie byłby teraz tam, gdzie jest – uważa. – Początki na obczyźnie były trudne. Wyjechał bez znajomości języka, ale na szczęście miał przy sobie opiekuna, Andrzeja Szarmacha. Zawsze był pod ręką, załatwiał każdą sprawę. Kariera Grześka to modelowy przykład dla młodych. Pochodzimy z małej miejscowości, nie mieliśmy znajomości, aby dzięki nim pchać brata do reprezentacji Polski juniorów, a potem na Zachód. On na wszystko zapracował sam. Nie płakał, nie użalał się nad sobą, gdy mu nie szło. Ciężko pracował i uczył się języka. Gdy Grzesiek przeprowadzał się potem z Francji do Sevilli, byłem pewien, że sobie poradzi. Ale nie wiedziałem, że będzie aż tak dobrze, że trafi do jedenastki sezonu Primera Division. Wierzę, że brat w ciągu dwóch lat zostanie najlepszym defensywnym pomocnikiem na świecie – zaznacza.

Image and video hosting by TinyPic

I kolejny apel, tym razem od samego Grześka. Na Narodowym wszyscy na czerwono.

W przeddzień meczu Sevilla pokazała koszulki specjalnie przygotowane na ten finał. Są całe czerwone i stąd apel „Krychy” o taką kolorystykę. Na podobieństwo w barwach uwagę zwraca również Jerzy Dudek, ambasador finału Ligi Europy. – Generalnie barwy Sevilli są białe i czerwone, jak nasze, a poza tym Grzegorz robi tam furorę, więc przypuszczam, że większość rodaków będzie za Hiszpanami – mówi Dudek, który życzy Krychowiakowi. nieśmiertelności. – Przed finałem nikogo nie trzeba motywować. Każdy piłkarz, który zdobędzie puchar, zyskuje coś na kształt piłkarskiej nieśmiertelności. To wystarczająca zachęta – mówi triumfator Ligi Mistrzów z 2005 roku. Z Sevilli na finał przyleciało wczoraj 30 samolotów. W sumie spodziewanych jest 7600 fanów tego klubu. Wydaje się, że Ukraińców może być ciut mniej. Krychowiak nie ukrywa, że to może być najważniejszy dzień w jego dotychczasowej karierze. Ale i dla Sevilli mecz jest niezwykle istotny. Wprawdzie już trzy razy wygrała Puchar UEFA i utworzoną w jego miejsce Ligę Europy (2006, 2007, 2014), ale dopiero od tej edycji zwycięstwo w tych rozgrywkach jest premiowane przez UEFA bezpośrednim awansem do Ligi Mistrzów. – Dla nas Liga Europy to świetna przepustka do Champions League, bo z ligi hiszpańskiej, przy piekielnie silnej konkurencji, jest to bardzo trudne – mówi Jose Castro Carmona, prezes Sevilli. Ostatecznie jego zespół zajął w tym sezonie piąte miejsce w lidze, więc finał LE jest już jedyną szansą na grę w LM w następnej edycji.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Zaczynamy od tematów krajowych. Zaszczepiliśmy kult pracy – taki tytuł ma rozmowa z Piotrem Stokowcem.

Nauczył pan piłkarzy Zagłębia, że tutaj nie tylko pobiera się pensje, ale też wymaga?
– Dla mnie liczy się jakość pracy. Nie toleruję fuszerki. Dotarliśmy do głów piłkarzy. Nie muszę nikogo gonić na siłę, trzeba wręcz pilnować, żeby niektórzy nie przedobrzyli. Zdarza się, że wychodząc z klubu o godzinie 21, spotykam zawodnika na siłowni. Robimy w środku tygodnia trening indywidualny, z zastrzeżeniem, że przychodzi, kto chce. Potem okazuje się, ze przychodzi 12-14 ludzi. W dzień wolny! Ten zespół jest nie tylko lepszy piłkarsko. Wykonał wielki skok w sferze mentalnej.

Dzisiaj nie byłoby już problemu ze wskazaniem kapitana? Zeszłego lata szatnia była tak rozbita, że nikt po spadku nawet nie chciał przejąć opaski (ostatecznie otrzymał ją Łukasz Piątek).
– Wszyscy pamiętają, w jakiej atmosferze Zagłębie żegnało się z ekstraklasą. W Lubinie pokój trenerów sąsiaduje z szatnią. Czasem trzeba było aż iść i sprawdzić, czy na pewno już przyszli, taka tam była cisza. Dzisiaj ta szatnia żyje, czasami trzeba ich ją uciszać (śmiech). W tym zespole panuje bardzo zdrowa rywalizacja, a my staramy się ją trochę podostrzać. Każda gierka na treningu jest o coś. Na tej podstawie przyznajemy punkty i powstaje klasyfikacja na piłkarza miesiąca. Nagrodę funduję ja. Ostatnio wygrał Lubomir Guldan. W nagrodę dostał cztery kilogramy soczystej wołowiny i dobre wino.

Los Widzewa w rękach Cacka. Może spaść, wskutek jego decyzji, o dwie klasy rozgrywkowe.

Ewentualne odwołanie spotkania z Chrobrym Głogów przez Sylwestra Cacka może oznaczać koniec klubu. Mimo trudnej sytuacji finansowej Widzew można uratować przed upadkiem. Wszystko uzależnione jest jednak od najbliższej decyzji Sylwestra Cacka. – Różnica jest ogromna, czy spadek z ligi następuje ze względów sportowych, czy drużyna zostaje wyrzucona z ligi za trzy walkowery. Nie możemy pozwolić, żeby do tego doszło – podkreśla prezes ŁZPN Edward Potok. Nie ma jednak gwarancji, że Cacek nie podejmie decyzji o odwołaniu spotkania z Chrobrym. – To byłby koniec Widzewa – ostrzega Potok. Klub już ma walkowery za mecze z Sandecją i Zagłębiem Lubin.

Image and video hosting by TinyPic

Czy to już ostatni mecz Henriqueza przy Bułgarskiej?

Luis Henriquez ma duże szanse na niedzielny występ z Pogonią. Z powodu nadmiaru żółtych kartek pauzuje etatowy lewy obrońca Lecha Barry Douglas. To oznacza, że Maciej Skorża prawdopodobnie postawi na Panamczyka. Dla niego może to być ostatni mecz przy Bułgarskiej. Wiele bowiem wskazuje na to, że po sezonie rozstanie się z zespołem. Piłkarz, który w Kolejorzu gra od ośmiu lat, usłyszał od władz klubu, że te wstępnie nie są zainteresowane przedłużeniem kontraktu. Ostateczne decyzje zapadną jednak na przełomie czerwca i lipca, a Henriquez jest gotów zaczekać do tego czasu. Wiele zależy od pozostałych transferów przeprowadzonych latem. Pozycja lewego obrońcy nie jest priorytetem na liście transferowej. Zdecydowanie ważniejsze jest pozyskanie chociażby napastnika. Jeśli nie uda się latem kupić lewego obrońcy, szanse Henriqueza na nową umowę wzrosną. Może on ewentualnie liczyć na roczny kontrakt. W Poznaniu patrzą przede wszystkim na metrykę Panamczyka. Ma on już 33-lata, ale też olbrzymie doświadczenie. – Dzięki niemu najlepiej zna wymagania stawiane przed zespołem. Przeżył z nami wzloty i upadki – wymienia zalety piłkarza wiceprezes klubu Piotr Rutkowski.

Z okazji finału LE Przegląd Sportowy wydał dodatek. Zacytujmy trzy materiały. Pierwszy, jako ciekawostka: Były piłkarz Piasta pracuje w Sevilli.

– Jestem trenerem odpowiedzialnym za szkolenie kadetów Sevilli. Prowadzę zajęcia z zawodnikami w wieku 15 i 16 lat. Mamy za sobą bardzo udany rok, jesteśmy w finale krajowych rozgrywek i zostaliśmy mistrzami w naszej lidze – mówi Jurado, który w Gliwicach grał półtora roku roku. – Sevilla ma za sobą świetny sezon, niemal perfekcyjny jak na możliwości klubu. Wygranie Ligi Europy będzie dopełnieniem tego roku. Kibice i wszyscy w klubie są podekscytowani możliwością wygrania po raz czwarty tych rozgrywek. Dnipro to jednak niewygodny rywal. Uważam, że Sevilla zwycięży, jeśli zagra na normalnym, wysokim poziomie – ocenia.

Image and video hosting by TinyPic

Fedecki dobrze wspomina Warszawę. Rozmowa z obrońcą Dnipro.

Cieszy się pan, że wraca na Stadion Narodowy w Warszawie? To chyba szczęśliwe miejsce, bo dwa lata temu wraz z kolegami odniósł pan zwycięstwo nad Polską w eliminacjach mundialu.
– Mam dobre wspomnienia z tego stadionu. Pamiętam świetną atmosferę, jaką stworzyli polscy fani. Dla nas była to bardzo cenna wygrana, pokonaliśmy mocny polski zespół z Robertem Lewandowskim na czele. Teraz mam nadzieję, że atmosfera znów będzie tak dobra jak wówczas i także wygramy. Pochodzę z Łucka blisko granicy z Polski, lubię wasz kraj i mam nadzieję, że sympatia publiczności będzie po naszej stronie.

To dla pana jedno z najważniejszych spotkań w karierze?
– Dla nas wszystkich to najważniejszy mecz w karierze, może nawet najważniejszy dzień w życiu. Sevilla jest faworytem, ale my zagramy z pasją.

(…)

Dla was to pewnie szczególny mecz także ze względu na wojnę we wschodniej Ukrainie.
– Gramy dla całej Ukrainy. Zwycięstwo zadedykujemy naszemu narodowi, żołnierzom walczącym za nasze rodziny i nasz kraj. Chcemy, by Ukraina była wolna. W tej wojnie giną niewinni ludzie, ale my się nie poddamy, bo jesteśmy silnym narodem.

Image and video hosting by TinyPic

I jeszcze o teorii ewolucji pucharu.

Wszystko zaczęło się w 1954 roku od szwajcarskiego działacza Ernta Thommena. Ówczesny członek Komitetu Wykonawczego FIFA wpadł na pomysł, by reprezentacje europejskich miast organizujących międzynarodowe targi mierzyły się w piłkarskim turnieju. jego idea trafiła na podatny grunt. Puchar Miast Targowych wystartował niemal równo 60 lat temu, z udziałem jedenastu zespołów. (…) Od początku istnienia Pucharu UEFA finały rozgrywano jako dwumecze. W 1975 roku rekordowe zwycięstwo na obcym boisku w finale odniosła Borussia Moenchengladbach, a bohaterem wyjazdowego spotkania z Twente Enschede (5:1) został Jupp Heynckes, późniejszy znakomity szkoleniowiec. Napastnik Borussii nie mógł zagrać w pierwszym meczu z powodu kontuzji. W rewanżu wbił trzy gole niemieckiemu bramkarzowi Twente, Volkmarowi Grossowi. Aż do początku lat 90. niepodzielnie rządziły w rozgrywkach drużyny z północy Europy.Dwa zwycięstwa w Pucharze UEFA zaliczył nawet IFK Goeteborg, stając się jedynym szwedzkim klubem z triumfem w którymś z europejskich pucharów. Trzeba przyznał, że IFK w 1982 i 1987 roku mogło naprawdę, bo po drodze nie poniosło ani jednej porażki.

I tyle z historii. Dziś w prasie o Lidze Europy można przeczytać dosłownie wszystko.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...