Reklama

Zbliża się lato, a Śląsk wciąż nie wrócił z wakacji

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2015, 16:48 • 2 min czytania 0 komentarzy

Śląsk Wrocław – patrząc całościowo to jeden z najbardziej przykrych widoków polskiej piłki. Drużyna wciąż walczy o puchary ma matematyczne szanse na puchary, pogoda zachęca, by ruszyć na piękny stadion, a na nim takie pustki, jakby była mowa o barażu o drugą ligę w jakiejś 80-tysięcznej mieścinie. Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie pomyśleć albo o powrocie na Oporowską, albo użytkowaniu areny w jakiś inny sposób. Przykład idzie z Brazylii – może warto byłoby tam zrobić zajezdnię autobusów?

Zbliża się lato, a Śląsk wciąż nie wrócił z wakacji

Żal tez patrzeć na stronę sportową. Rok 2015 w wykonaniu Śląska to kompletna degrengolada. Tylko jedna drużyna Ekstraklasy zanotowała od stycznia gorszy bilans – GKS Bełchatów. Zawsze nawoływaliśmy do stabilizacji i konsekwentnie prowadzonej polityki, ale fakty są takie, że gdyby Tadeusz Pawłowski nie był legendą klubu, a przy tym jowialnym, sympatycznym faciem, to z wielu klubów pogoniono by go już na taczkach. Absolutnie o to nie apelujemy, ale nie da się ukryć, że Śląsk od dawna robi wszystko, by za wszelką cenę nie awansować do pucharów. Sam trener zapytany o to przed meczem rozbraja szczerością: – Nie wiem, jaki popełniliśmy błąd. Nie zastanawiałem się nad tym.

A piłkarze w prywatnych rozmowach twierdzą, że zostali zarżnięci fizycznie.

Pierwszą połowę Śląsk zagrał tak, by odstraszyć tych 5785 (!!!) widzów, którzy pofatygowali się na stadion. Jedyne, za co można było chwalić, to niecelne strzały – najpierw Grajciara w poprzeczkę, potem Hateleya obok okienka. Celnych nie odnotowano ani po jednej, ani po drugiej stronie, co nie było żadnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę intensywność gry. Brak wychodzenia na pozycje, brak pressingu, brak czegokolwiek. Górnikom, którzy najwyraźniej nastawili się na remis, taki stan rzeczy odpowiadał. Po przerwie Śląsk jednak w końcu ruszył. Świetnie akcję rozpoczął Pawełek, który uruchomił Flavio, ten precyzyjnie wrzucił do sprytniee urywającego się Danchowi brata i było 1:0. A następnie tradycyjna niemrawość i niechęć do zabicia meczu. W pamięci zostaną nam szczególnie żenująca symulka Machaja oraz przyjęcie piłki w wykonaniu Angielskiego, któremu patelnię wystawił Marco.

Górnik natomiast grał swoje. Bardzo rozsądnie na środku operował niedoceniany Grendel, a Madej był praktycznie wszędzie. Grał dziś za Kurzawę, Kosznika, nieobecnego Gergela, a kiedy byłoby to potrzebne, pewnie chętnie zamieniłby się też w snajpera. To Madej zresztą, uruchomiony przez Grendela, idealnie zacentrował w końcówce do Iwana ratując remis Górnikowi. I to Madej właśnie w tym momencie wykreślił plusa meczu, którego pierwotnie miał dostać Pawełek. Minusa zapisujemy oczywiście Skrzypczakowi, który konsekwentnie pełni rolę dwunastego zawodnika rywali. Jak się jednak okazuje – nawet grając bez napastnika można Śląskowi urwać punkty.

Reklama

dcIH5Iu

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...