Reklama

Powrót niezniszczalnego. Mówili, że zakończy karierę, a dziś gra w Premier League

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2015, 11:36 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jest 27. minuta ligowego meczu ze Standardem Liege. Wschodząca, 20-letnia gwiazda belgijskiej piłki, Axel Witsel, brutalnie, wyprostowaną nogą, atakuje kość piszczelową Marcina Wasilewskiego. Został oczywiście ukarany czerwoną kartką, ale konsekwencje były dramatyczne. Piłkarze odwracali się, nie mogąc patrzeć na nienaturalnie wykrzywioną nogę kolegi, a on sam czuł tak przerażający ból, że potrzebny był tlen. Równo pięć lat temu „Wasyl” pokazał, że wojownikiem jest nie tylko na boisku, ale i w salkach rehabilitacyjnych. Po ośmiu miesiącach przerwy wrócił na boisko.

Powrót niezniszczalnego. Mówili, że zakończy karierę, a dziś gra w Premier League

Złamanie było otwarte. Oprócz tego, że tragicznie wyglądało, mogło też nieść za sobą straszne konsekwencje. Przerwanie powłok skórnych to tylko dwa kroki od zakażenia kości. Część belgijskich mediów murem opowiedziała się za walecznym rodakiem. Wygrzebały, że w jednym z wcześniejszych starć Wasyl uderzył przeciwnika łokciem. Być może była to próba rewanżu. Chciał pokazać, że nie pęka w starciu z największym walczakiem ligi i mniej lub bardziej umyślnie zrobił mu fatalną krzywdę.

Witsel został zawieszony na siedem ligowych meczów, ale zdaniem niektórych była to kara zbyt krótka, a jej łagodność zdeterminowała łatka wschodzącej gwiazdy belgijskiej piłki. – To nie było zamierzone. Nie gram w piłkę, żeby łamać nogi. To naprawdę nie było celowe. Obaj ruszyliśmy do piłki i niestety trafiłem w nogę Wasilewskiego. Chciałbym go za to przeprosić. Po zejściu z murawy szukałem go w szatni, ale już go tam nie było. Nie jestem złą osobą. Zobaczymy jakie konsekwencje poniosę za ten faul – mówił sprawca całej sytuacji, z delikatnym uśmieszkiem na twarzy.

Diagnozy były rozstrzelone. Jedni mówili o zaledwie ośmiu miesiącach. Drudzy o dwunastu lub więcej, a nawet konieczności zakończenia kariery. Wiele zależało od tego, jak zareaguje organizm, oraz zaangażowania samego Wasyla. Mówiło się, że tak fatalny uraz może złamać nawet największego twardziela. Kiedy jednak do polskich dziennikarzy dotarł SMS o treści: „Dzięki bardzo. Może to zabrzmi banalnie ale jak to się mówi, co cię nie zabije, to cię wzmocni!!!!!!!” – wszystko było jasne. Wasyl nie podda się nigdy.

Reklama

W tym samym meczu, kilka minut wcześniej, z boiska musiał zejść klubowy kolega Wasilewskiego, Jan Polak. Zerwał więzadła krzyżowe. Ponad osiem miesięcy później, w ostatniej kolejce mistrzowskiego sezonu, Wasyl w 82. minucie zmienił go, wracając na boisko. – Zadziorności na boisku nic mi nie odbierze – mówił dla „Polski The Times”.

Od Anderlechtu, przez tak fatalną kontuzję, po Championship i ławkę w Premier League, aż po pierwszy skład. Mówcie co chcecie, ale dla nas historia tego człowieka nadaje się na film albo bestsellerową książkę, a po zakończeniu kariery spokojnie mógłby prowadzić szkolenia motywacyjne. Po prostu kozak.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...