Reklama

Miazga wymiata w USA, więc jak zwykle wraca temat kadry. Potrzebnie?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 kwietnia 2015, 13:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Znowu zamieszanie wokół niejakiego Matta Miazgi, gdzieniegdzie nazywanego Mateuszem 20-latka z Ameryki, który tak jak wielu przed nim, ma lekki chaos w głowie i nie wie dla kogo chciałby kopać piłkę. Dla Stanów, w których się urodził, czy dla kraju rodziców, czyli Polski. Kopać ponoć umie, więc sprawa przybiera wręcz rangi międzynarodowej. Do tematu wraca dziś Przegląd Sportowy, a będzie o niej jeszcze głośniej. Nadróbmy więc zaległości. Co się dzieje?

Miazga wymiata w USA, więc jak zwykle wraca temat kadry. Potrzebnie?

W domu – babcia i rodzice – wołają Mateusza. Mattem „ochrzcili” go w szkole, w klubie mówią zaś po prostu Miazga, więc załóżmy, że to wszystko jedno. Miazga jest Amerykaninem – albo jak sam mówi „i Polakiem, i Amerykaninem” – wychowanym w polskim domu. Wokół chłopaka robi się coraz większe zamieszanie, bo ledwie stał się pełnoletni, ma już miejsce w podstawowym składzie New York Red Bulls – tym samym, w którym do niedawna w lidze MLS grali jeszcze Thierry Henry i Tim Cahill.

Grywa regularnie – zeszłej nocy z Los Angeles Galaxy. Tydzień wcześniej przeciwko San Jose Earthquakes zaliczył – zdaniem MLS Soccer – najlepszy mecz w karierze. – Jest coraz lepszy – mówi trener Jesse March. – Dobrze czyta grę. Jest skuteczny w pojedynkach powietrznych i z piłką przy nodze. Jeszcze w zeszłym roku miał razić niepewnością i przegrywać ważne piłki. Pomogła mu kontuzja innego środkowego defensora, ale jako jego zastępca egzamin zdaje celująco.

W USA ewidentnie w niego inwestują. Zimą – nietypowo – poleciał do Kataru, żeby wziąć udział w obozie treningowym RB Lipsk, grającego w 2. Bundeslidze siostrzanego klubu, finansowanego przez Red Bulla.

Zrzut ekranu 2015-04-28 o 12.55.53

Reklama

Pytanie podstawowe brzmi: w jakim stopniu powinno nas to interesować?

Czy jest to czymś więcej niż tylko ciekawostką?

Miazga, który dziś wypowiada się na łamach Przeglądu Sportowego, wrócił właśnie z Austrii, ze zgrupowania… amerykańskiej kadry U-20. Zaliczył zresztą tylko pół obozu, bo Red Bull chciał go mieć z powrotem na kolejny mecz ligowy. Generalnie o grze dla USA wypowiada się z entuzjazmem – o tym jak dorósł, jak wreszcie jest w najlepszym wieku, by czuć się jednym z liderów tej drużyny. A mistrzostwa świata młodzieżowców to dla niego szansa i przygoda. Nie wątpimy.

Po raz ostatni w barwach juniorskiej kadry Polski wystąpił 2,5 roku temu, ale w rozmowach dla naszych mediów zawsze deklaruje, że niczego nie przesądza. Nie zdecydował jeszcze, może grać dla jednych albo drugich… – Ostatni raz rozmawialiśmy w listopadzie. Umówiliśmy się, że będziemy w kontakcie. Ale od tamtej pory nie zadzwonił – mówi o Marcinie Dornie na łamach Przeglądu Sportowego.

Najłatwiej byłoby powiedzieć – niech spada na drzewo i zakończyć temat. 20 lat to najwyższa pora, żeby wiedzieć jakie barwy chce się reprezentować, a nie czekać „która seniorska kadra zgłosi się jako pierwsza”. Kto chce kupczyć, dla tego nie mamy cienia tolerancji. Niech kupczy dalej – w Nowym Jorku. Z drugiej strony rozumiemy, że kiedy rodzisz się w Ameryce, ale rodzice są Polakami, w domu mówi się po polsku, zna się ten kraj i ma z nim styczność, to dużo bardziej niejednoznaczna sprawa niż w przypadku typowych farbowanych lisów.

Trochę bawią pojedyncze głosy, że Nawałka mógłby go powołać jak najszybciej, choćby za bezużytecznego Cionka i „zaklepać” chłopaka przed Amerykanami. Nie, jak dla nas powinien go powołać po spełnieniu dwóch warunków:

Reklama

a) kiedy będzie przekonany, że piłkarsko to jest już ten poziom

b) kiedy będzie przekonany, że sam Miazga nie zamierza być dłużej chorągiewką na wietrze.

Jak dla nas, na 99 procent nie ma szansy na spełnienie obu tych warunków. Zostaje najprawdopodobniej ciekawostka. Coś jak Chris Wondolowski…

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...