Reklama

W kibicu Lecha coś pękło. Pomóc może tylko mistrzostwo

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

27 kwietnia 2015, 07:37 • 15 min czytania 0 komentarzy

Lech ograł Śląsk 2:0 i poznański kibic znów mógłby uwierzyć w zdobycie mistrzostwa, bo wiarę od lat opiera na pojedynczych zrywach. Tym razem chyba nie będzie się łudził. W poznańskim kibicu ostatnio coś pękło. Po kilku okazjach, w których Lech nie wykorzystał szansy wyprzedzenia Legii i objęcia pozycji lidera, w Poznaniu wytykano drużynie minimalizm, brak ambicji i klasy. Na to wszystko piłkarz „Kolejorza” publicznie stwierdził: „Nie mówmy w kółko o tym, ile tracimy do Legii i że w każdym meczu musimy wygrywać. To nie jest dobrze, kiedy czujesz zbyt dużą presję”. Poznań zawrzał i nie przestanie, chyba że Lechowi uda się odebrać Legii tytuł – czytamy dziś w Gazecie Wyborczej. Ogólnie, naprawdę przyzwoity dzień w piłkarskiej prasie.

W kibicu Lecha coś pękło. Pomóc może tylko mistrzostwo

FAKT

Na otwarcie wiadomość transferowa: Majewski trafi do Lecha?

Radosław Majewski (29 l.) może wrócić do polskiej ekstraklasy. Pomocnikiem Nottingham Forrest, wypożyczonym w tym sezonie do Huddersfield, bardzo interesują się działacze Lecha Poznań. Władze Kolejorza szukają rozwiązania na wypadek, gdyby z klubu odszedł Kasper Hamalainen (28 l.). Fin był jednym z bohaterów sobotniego meczu ze Śląskiem Wrocław.

A że Hamalainen – jak czytamy w tym samym miejscu – chciałby spróbować się w mocniejszej lidze, sprawa nie jest skreślona.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Podaniem zasłużył na kontrakt.

Trener Czesław Michniewicz (45 l.) odmienił grę Pogoni. Pod wodzą nowego szkoleniowca drużyna wygrała trzeci mecz z rzędu. Tym razem Portowcy pokonali Górnik 3:1. Michniewicz ma doskonały wpływ na zawodników. Najlepszym przykładem jest Ricardo Nunes (29 l.), który do momentu przyjścia szkoleniowca grał bardzo słabo. W spotkaniu z Górnikiem miał udział przy wszystkich golach dla Pogoni.

I teraz Nunes ma otrzymać z klubu propozycję nowej umowy.

Image and video hosting by TinyPic

Przebudzenie Bruna i Lechia coraz bliżej Europy.

Reklama

Dwie akcje Bruna Nazario (20 l.) i Stojana Vranjesa (29 l.) wystarczyły, by Lechia wygrała z Górnikem Łęczna 2:0, awansowała do górnej ósemki w tabeli i pozbawiła rywala szansy gry o mistrzostwo i miejsce premiowane udziałem w Lidze Europy. Obie bramki padły po bardzo składnych akcjach. Najpierw do podania Nazario doszedł w polu karnym Vranjes i posłał piłkę do siatki. – Stojan uwielbia grać z przodu. Nie cierpi, gdy wyznaczam mu zbyt dużo zadań defensywnych – powiedział trener Lechii Jerzy Brzęczek (44 l.). (…) To, czy Lechia zagra w grupie mistrzowskiej czy też spadkowej, rozstrzygnie się dopiero w ostatniej kolejce.

Fakt po weekendzie oferuje niewiele.

GAZETA WYBORCZA

Poniedziałek. Tradycyjnie najciekawszy dzień w Wyborczej z niezłymi materiałami. Zaczynamy tekstem o szkoleniu: Kiedy Legia wychowa gwiazdę. Materiał na poziomie.

Image and video hosting by TinyPic

Szkoła dla młodzieży mistrzów Polski istnieje od 15 lat, ale żadnemu wychowankowi nie powiodło się w czołowej lidze zagranicznej. Bo dotąd nie przypomina prawdziwego uniwersytetu dla piłkarzy. Jarosław Wójcik, dzisiejszy szef akademii, wraz z poprzednikiem Jackiem Mazurkiem latami jeździli na obserwacje po Polsce i staże po Europie. Kiedyś w podróży Wójcik rzucił: – Jacek, my chyba trochę w tej Polsce płyniemy pod prąd, nie? A Mazurek odparł: – Nie pod prąd. My drugim korytem płyniemy! Wystarczyłoby zajrzeć na mecz rocznika 2007, aby zrozumieć, o co chodzi. Tam zdarzyło się, że trener dopiero poznający drużynę nie oglądał jej sparingu. Wolał przyglądać się szkrabom grającym obok, akurat rezerwowym. Uważał, że taka sytuacja jest doskonałym odzwierciedleniem radosnej gry na podwórku. I z niej wyciągnie najwięcej wniosków. Można też obejrzeć mecz 17-latków Legii z Jagiellonią, który kończy się wynikiem 0:0. Postronni obserwatorzy powiedzą, że Jagiellonia była zdecydowanie lepsza. Ale w tym miesiącu akademii wszystkie drużyny pracują akurat nad kształtowaniem nawyków w głębokiej defensywie. Celowo się wycofują – starsze roczniki mogą w przerwie zmienić założenie – i w meczach prowadzą manewry taktyczne. Obserwuję inny mecz akademii i może mi się zdawać, że czasami kandydaci na piłkarzy nie są zainteresowani strzelaniem goli. Tylko wyprowadzają piłkę od własnej bramki albo podają przez dwie formacje. A asystent przy ławce notuje, ile razy zamysł się powiódł. Nieraz dziwią sie też rywale, którzy nie rozumieją, w co gra Legia. Tak fabryka pracuje dopiero od niedawna. Najpierw jej szefowie przeżyli kilka cykli, popełniali błędy, obejrzeli kilkanaście zagranicznych akademii. Wyciągali także niewłaściwe wnioski, zachłysnęli się Osasuną Pampeluna. Założona przez kilku piłkarzy Legii szkółka właśnie świętuje 15-lecie istnienia, ale o jej zwartym systemie szkolenia można mówić dopiero od trzech lat.

A Janusz Filipiak barbarzyństwa nie widzi.

Image and video hosting by TinyPic

Trener Carlo Ancelotti powiedział właśnie w radiowym wywiadzie, że we Włoszech piłkarze czują się zakładnikami bezmózgich kibiców, ale wcale nie on użył ostatnio epitetów najostrzejszych. Kilkanaście dni wcześniej współwłaściciel i prezes AS Romy obwołał bywalców klubowej trybuny południowej – u nas mówi się: najbardziej fanatycznej – „pierd… idiotami” i „dupkami”. (…) Ponury zbieg okoliczności sprawił, że mniej więcej w tym samym czasie również bywalcy naszych trybun fetowali zabójstwo – kibole Cracovii rozłożyli transparent opiewający zasztyletowanie zwolennika Pogoni Szczecin i uświetnili pokaz adekwatnie nikczemnymi przyśpiewkami, a kibole Pogoni wyrazili radość ze śmierci zwolennika Cracovii. Wszystko ozdobione rozrzucanymi po boisku i trybunach racami oraz petardami, a także przerwaniem meczu przez sędziego, ale to już właściwie drugorzędne, zagłuszyło jej stadne świętowanie morderstw. Na tym, niestety, włosko-polskie analogie się kończą. Pallotta zadzwonił do ohydnie potraktowanej na jego stadionie Antonelli Leardi i zaprosił ją na spotkanie przy kawie, by ustalić, jak mógłby pomóc jej w antychuligańskiej działalności. Poparł karę zamknięcia sektora, ogłosił, że nie chce więcej widzieć na meczach winnych skandalu, uznał ich za mniejszość uderzającą w godność wszystkich fanów Romy i uzurpującą sobie prawo do reprezentowania kibicowskiej społeczności, która się jej – mniejszości – wstydzi. Słowem, wydał bandytom wojnę. Prezes Pogoni Jarosław Mroczek też potępił kiboli. Krakowskich, swoich uznał za w sporej mierze sprowokowanych, a więc częściowo usprawiedliwionych („młodzi ludzie, którym trudno radzić sobie z emocjami”). A prezes Cracovii Janusz Filipiak milczy.

Co pękło w Poznaniu, czyli tekst po kolejce. Radosław Nawrot pisze o Lechu.

Lech ograł Śląsk 2:0 i poznański kibic znów mógłby uwierzyć w zdobycie mistrzostwa, bo wiarę od lat opiera na pojedynczych zrywach. Tym razem chyba nie będzie się łudził. W poznańskim kibicu ostatnio coś pękło. Po kilku okazjach, w których Lech nie wykorzystał szansy wyprzedzenia Legii i objęcia pozycji lidera, w Poznaniu wytykano drużynie minimalizm, brak ambicji i klasy. Na to wszystko piłkarz „Kolejorza” publicznie stwierdził: „Nie mówmy w kółko o tym, ile tracimy do Legii i że w każdym meczu musimy wygrywać. To nie jest dobrze, kiedy czujesz zbyt dużą presję”. Poznań zawrzał i nie przestanie, chyba że Lechowi uda się odebrać Legii tytuł. Trener Maciej Skorża jest krytykowany sporadycznie. Najwięcej cięgów zbierają piłkarze, którym zarzuca się brak charakteru i zaangażowania adekwatnego do zainteresowania kibiców losami klubu oraz emocji, jakie budzi on w Poznaniu. Poznań – i inne miasta regionu, bo Lechowi kibicuje się od Gorzowa i Koszalina aż po Ostrów Wlkp. i Leszno – jest o tyle specyficzny, że tutaj komentuje i ocenia się wszystko, co dotyczy piłkarzy. Po kilku rozczarowujących wynikach zawodnicy „Kolejorza” zostali skrytykowani nawet za tweetowanie czy wrzucanie zdjęć na Instagram. Odebrano to jako nieuzasadnione lansowanie się w mediach społecznościowych kosztem treningów.

Fura czytania w GW, a i tak pominęliśmy m.in. felieton Kuczoka czy tekst o grzechach Simeone.

RZECZPOSPOLITA

Stefan Szczepłek pisze o lidze. Wspomina o tym, że dla zwiększenia emocji dzieli się punkty, a można by też nakazać obowiązek gry lewą nogą.

Po remisie Legii i zwycięstwie Lecha warszawianie mają już tylko dwa punkty przewagi nad poznaniakami. Gdyby rozgrywki toczyły się według tradycyjnych zasad, mielibyśmy wyjątkowo emocjonującą końcówkę. W środę Legia spotyka się na Łazienkowskiej z Pogonią, a Lech wyjeżdża do Bielska-Białej. Mogłoby się okazać, że na ostatniej prostej pretendent wyprzedziłby mistrza. Przy obecnym regulaminie ostatnia kolejka tradycyjnych rozgrywek nie ma większego znaczenia. Po jej zakończeniu każdemu klubowi odbierze się połowę zdobytych punktów, żeby w dodatkowych siedmiu spotkaniach było ciekawiej. A wszystko po to, by meczów było więcej, bo jak jest więcej, to można na nich zarobić. Proponuję następny krok: obowiązek dotykania piłki w tych meczach tylko lewą nogą i zakaz zdobywania bramek głową. Będzie jeszcze ciekawiej. Ekstraklasa i PZPN właśnie w tych dniach uznały, że regulamin z fazą play-off jest znakomity i się nie zmieni. Czekam, kiedy od tego podniesie się poziom gry, zastanawiam się też, kto miał więcej do powiedzenia przy opracowaniu regulaminu rozgrywek – księgowi czy trenerzy. Po co zmieniać coś, co w całym świecie nie zmienia się od dziesięcioleci, bo dobrze się sprawdza.

Śląsk w saunie, czyli dalej czytamy o ostatnich wydarzeniach.

W 2015 roku wciąż tylko raz zdarzyło się, by zarówno lider, jak i wicelider zdobyli w tej samej kolejce po 3 punkty. Tym razem swój mecz w sobotę wygrał Lech, ale w piątek Legia tylko zremisowała bezbramkowo w Chorzowie z Ruchem. Do Poznania przyjechał Śląsk Wrocław i w pierwszej połowie wydawało się, że Lech nie zmniejszy dystansu do obrońców tytułu. Zawodnicy Tadeusza Pawłowskiego grali bardzo mądrze, nie dawali Lechowi miejsca na rozegranie piłki. Gdy jednak po przerwie role się odwróciły i to gospodarze odebrali Śląskowi przestrzeń, powodując, że w środku pola było tłoczno jak w autobusie w godzinach szczytu i duszno jak w saunie, Lech zdobył dwa gole. Trzy punkty zapewnili gospodarzom ci, którym sauna jest wyjątkowo bliska – reprezentanci Finlandii, pomocnik Kasper Hamalainen i środkowy obrońca Paulus Arajuuri. Dla pierwszego z nich gol przeciwko Śląskowi był już trafieniem nr 9 w tym sezonie ligowym (Fin zdobył także bramkę w Lidze Europejskiej oraz w Pucharze Polski). Tym samym Hamalainen jest najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu Macieja Skorży. Pomocnik ten pojawił się w Poznaniu zimą 2013 roku i od tamtej pory należy do wyróżniających się postaci ligi. Owszem, jest dość chimeryczny i zbyt często zdarzają mu się mecze, w których jego rola sprowadza się do robienia sztucznego tłoku (tak właśnie było w sobotę przeciwko Śląskowi, mimo zdobytej bramki), ale równie często gra dobrze.

SUPER EXPRESS

Ponad dwie strony wypełnione relacjami ligowymi. Sprawdzimy, czy da się wyciągnąć z nich coś ekstra.

Image and video hosting by TinyPic

Zorro znów zaatakował.

Trwa znakomia passa Pogoni, która ograła Górnika 3:1. To zasługa głównie trenera Czesława Michniewicza (45 l.) i napastnika Łukasza Zwolińskiego (22 l.). Nowy szkoleniowiec „Portowców” w trzech meczach zgromadził 9 punktów, a skuteczny snajper strzelił w nich 4 bramki. Gola strzelonego Górnikowi Zwoliński celebrował w oryginalny sposób. Piłkarz narzucił na siebie czarną pelerynę, a że po złamaniu nowa gra w czarnej masce, to jeszcze bardziej upodobnił się do filmowego Zorro. – Pelerynę dostałem w prezencie po meczu z Jagiellonią od firmy znanej z tego, że zaopatruje piłkarzy w korki – powiedział Zwoliński. – Od początku leżała blisko płyty boiska, bo wierzyłem, że może się przydać.

Finlandia okazała się zbyt mocna dla Śląska.

W hicie 29. kolejki Ekstraklasy Lech ograł 2:0 Śląsk dzięki dwóm golom piłkarzy z Finlandii. Po przerwie do bramki gości trafili pomocnik Kasper Hamalainen (29 l.) i obrońca Paulus Arajuuri (27 l.). – Druga połowa to nasze najlepsze 45 minut wiosną. Pressing, odbiór, kontra, świetny środek pola… – wyliczał z satysfakcją trener Lecha Maciej Skorża (43 l.). „Kolejorz” zasłużył na pochwały, ale wyłącznie za drugą połowę. Za pierwszą część gry gospodarze powinni się wstydzić, bo nie oddali w niej żadnego celnego strzału na bramkę Śląska.

Image and video hosting by TinyPic

Znów widzę piłkę – mówi Przemysław Frankowski z Jagiellonii. To jednak nie jest relacja, a krótka historia młodego chłopaka.

Piłkarz Jagiellonii Przemysław Frankowski (20 l.) przeżył prawdziwy koszmar. W meczu z Legią (3:1) piłka trafiła go w oko i miał problemy z widzeniem. Krążył od szpitala do szpitala. Lekarze ostrzegali go nawet, że oko może nie być już nigdy w stu procentach sprawne. (…) – W drodze do Białegostoku z minuty na minutę widziałem coraz lepiej, ale w domu nagle znów mi się pogorszyło, straciłem wzrok w tym oku. Rano pojechałem do szpitala, gdzie zostawili mnie na tydzień na obserwacji. Potem trzeba było pojechać do Katowic, gdzie zostałem kolejny tydzień. Miałem bardzo wysokie ciśnienie oka. Krew naciskała na nerwy, co mogło spowodować utratę wzroku. Normalne ciśnienie oka wynosi 13-15, a ja miałem wtedy 44. Powiedzieli mi, że nie jest dobrze, że oko może nie wrócić do pełnej sprawności. Przeszedłem zabieg. Na miejscowym znieczuleniu wbijali mi igiełkę w oko i wlewali tam wodę. To pomogło i teraz widzę już normalnie – cieszy się „Franek”.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

W szatni mamy broń – opowiada Artur Jędrzejczyk, który ma wrócić do treningów za dwa, trzy tygodnie.

W Krasnodarze też jest pan królem szatni?
– Na początku było trochę dziwnie. Ani słowa po rosyjsku, nowa drużyna, ale szybko poszło. Mamy międzynarodowe towarzystwo, ale bez problemu się dogadujemy. Wiadomo, że atmosfera jest świetna, bo mamy wyniki, to one je kształtują. Choć jest w drużynie paru wariatów.

Przykleja pan klapki do podłogi?
– Z tym właśnie jest problem, bo niektórzy noszą broń i mogą się zdenerwować.

Broń?
– Tak. W Rosji możesz iść do sklepu i kupić sobie pistolet. Dlatego muszę uważać. Trzeba wiedzieć, co i komu można zrobić. Fajna jest ta Rosja, bardzo mi pasuje, ciągle jest śmiesznie. Ludzie weseli, a jakie samochody jeżdżą po Krasnodarze! Najlepsze modele najdroższych marek. A milicjanci zasuwają trzydrzwiowymi ładami. Dlatego jak masz lepsza gablotę, to nawet się nie zatrzymujesz, kiedy chcą cię skontrolować.

Image and video hosting by TinyPic

Tymczasem coraz poważniejszy problem ma Nawałka, bo sypie nam się obrona.

W meczu z Amkarem Perm kontuzjowany został Marcin Komorowski. Piłkarz Tereka Grozny opuścił boisko już w 40. minucie. – Dostałem kolanem w mięsień uda. Nie było szans na kontynuację gry. Na razie nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć. Czekam na szczegółowe badania – mówi nam obrońca. (…) Bez względu na to, co wykażą wyniki badań Komorowskiego, wygląda na to, że przed meczem eliminacyjnym z Gruzją (13 czerwca na Stadionie Narodowym), będziemy mieć poważny problem z defensywą. Nawałka na pewno nie będzie mógł skorzystać z Artura Jędrzejczyka, Pawła Olkowskiego i Kamila Glika. Nie wiadomo, czy do tego czasu zdążą wykurować się Łukasz Piszczek i wspomniany Komorowski. Kogo w takim razie może powołać selekcjoner poza grającymi regularnie Łukaszem Szukałą i Jakubem Wawrzyniakiem? Zapewne Thiago Cionka, jednak gracza Modeny trudno traktować jako podstawowego reprezentanta. W biało-czerwonych barwach wystąpił tylko dwa razy – w sparingach z trzecim garniturem Niemców (0:0) i Szwajcarią (2:2). Powoływany ostatnio Rafał Janicki z Lechii nie zaliczył jeszcze meczu w pierwszej reprezentacji. Może warto zatem sięgnąć po Marcina Wasilewskiego i Bartosza Salamona? Pierwszy występuje w Premier League – jednej z najsilniejszych lig świata, drugi walczy o awans do Serie A.

O lidze już naczytaliśmy się dziś wystarczająco, więc można spojrzeć na tekst o Pucharze Polski. Lech na razie nie wraca do Poznania.

Wprawdzie przed Henningiem Bergiem i Maciejem Skorżą jeszcze 30. kolejka ekstraklasy, ale muszą pamiętać, że 2 maja ich zespoły czeka finał Pucharu Polski (godz. 16). Z logistycznego punktu widzenia, lepiej mają legioniści, bo ligowy mecz z Pogonią (29.04, godz. 20.30) grają przy Łazienkowskiej. Kolejorz natomiast jedzie do Bielska Białej i po spotkaniu z Podbeskidziem nie wróci do Poznania. – To daleka podróż. Powrót do domów mijałby się z celem – przyznaje drugi trener Tomasz Rząsa. – Nie narzekamy, ale Legia ma łatwiej. Chcemy te dwa dni przerwy w maksymalny sposób wykorzystać, aby jak najlepiej przygotować się do występu na Stadionie Narodowym – dodaje poznański szkoleniowiec. Lech po meczu z Góralami będzie nocować w okolicach Bielska-Białej. W czwartek rano piłkarze z Poznania autobusem pojadą do Chorzowa, gdzie czeka ich trening. Będą to zajęcia regeneracyjne dla tych, którzy grali dzień wcześniej, a normalne dla reszty drużyny. – Do Warszawy polecimy o godzinie 15 rejsowym samolotem z Katowic – mówi Dariusz Motała, menedżer poznańskiego zespołu. Bazą Lecha do soboty będzie hotel pod Warszawą. Co ciekawe, trenerzy planują zabrać do Bielska-Białej wszystkich zawodników znajdujących się w kadrze pierwszego zespołu. – W każdym ze spotkań możemy wykorzystać osiemnastu piłkarzy, ale pojadą wszyscy, którzy są przygotowani do gry. Chcemy mieć pole manewru przy wyborze kadry meczowej – tłumaczy Rząsa.

Image and video hosting by TinyPic

Michniewicz i jego czarodziejska miotła. Polski Mourinho znów króluje w mediach.

Ale na razie największym wygranym tej fazy sezonu jest Czesław Michniewicz, który zadziwiająco skutecznie pracuje na miano trenera-cudotwórcy. Gdy przychodził do Pogoni, drużyna była na 11. miejscu z trzema punktami straty do górnej połówki tabeli. Strategia była brawurowa – zdobyć w trzech spotkaniach komplet punktów i jechać na ostatni mecz do Warszawy z nadzieją, że w razie potrzeby uda się tam wyrwać remis. Na razie plan jest realizowany w stu procentach. Michniewicz jest jak szarlatan, który nie cofa się nawet przed najbardziej karkołomnym zadaniem. Już dwa lata temu zdumiał całą Polskę, wyciągając Podbeskidzie z olbrzymich tarapatów, a teraz pokazuje, że jego trenerska miotła rzeczywiście ma czarodziejską moc. W tym sezonie pod tym względem nie ma sobie równych, bo spośród trenerów zaczynających pracę w trakcie rozgrywek jedynie jego zespół wywalczył komplet punktów. Ale na drugim miejscu tego rankingu jest… Jan Kocian, który również gasił pożar w Pogoni i już zdążył tam stracić właśnie na rzecz Michniewicza. – Przed meczem Górnikiem Zabrze znajomy właśnie powiedział mi, żebym tak się nie cieszył, bo Kocian po trzech spotkaniach miał siedem punktów. Super, że mnie o tym poinformował, bo sprężyliśmy się i poprawiliśmy ten wynik – śmieje się obecny szkoleniowiec. Lekcja na błędach Wychodzi więc na to, że warto zmieniać trenerów trakcie rozgrywek. – Za czasów Kociana coś w chemii między nim a piłkarzami się skończyło. W takich sytuacjach zmiana jest konieczna. Nie chodzi o to, że teraz wszyscy widzimy piłkarzy Pogoni w świetnych humorach po wygranym trzecim meczu z rzędu. Oni byli uśmiechnięci już po drugim treningu z Michniewiczem – ocenia Dariusz Adamczuk, wicemistrz olimpijski z Barcelony i szef Akademii Pogoni Szczecin.

Chcę pracować za granicą – mówi Marcin Brosz. Niezły wywiad, trener pokazuje się z dobrej strony.

Podobno pracując jeszcze w Koszarawie Żywiec (sezon 2006/07 – przyp.red.) widział pan siebie w roli trenera prowadzącego reprezentację Polski w finałach mistrzostw świata. To prawda?
– Kto nie ma marzeń, powinien odejść z piłki. Często jest tak, że rzeczy, które dziś wydają nam się nierealne, poparte pracą stają się rzeczywistym celem. Gdy z Polonią Bytom wywalczyliśmy awans do ekstraklasy, na który teoretycznie nie mieliśmy szans, kibice wywiesili transparent: „Jeśli wiara czyni cuda, my wierzymy, że się uda”. Uderzyło mnie to. Skoro oni, siedząc z boku, wierzą, to jak my mamy nie wierzyć? Awansowaliśmy po golu strzelonym w 94. minucie. To hasło wciąż mi towarzyszy.

(…)

Pana zawodnicy to akceptują? Nie przeszkadza im, że nie toleruje pan na przykład picia piwa po meczu?
– Są jeszcze w naszej mentalności zaszłości z poprzedniej epoki. Mówiło się, że jedno piwo nie szkodzi, wpajało się, że najlepszy piłkarz to ten niewykształcony, bo łatwiej go prowadzić. Gdy ja grałem w piłkę, powtarzano młodym, że albo mają postawić na naukę, albo na sport. Piłkarzom trzeba pewne rzeczy tłumaczyć i pokazywać efekty. Oni w większości naprawdę chcą być jak najlepsi. Dziś w wielu klubach największe pieniądze są do podniesienia z murawy. Kto nie gra, ten zarabia mniej. nie jestem zwolennikiem sztucznego karania i dyscyplinowania piłkarzy. Największą karą dla zawodnika jest brak gry. Zaczyna się u nas robić ogromna rywalizacja. W każdej szatni jest średnio 30 procent obcokrajowców. Coraz mniej polskich piłkarzy występuje w ekstraklasie, więc wiedzą, że muszą być najlepsi.

Najnowsze

Niemcy

Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Piotr Rzepecki
0
Bayern sonduje dwóch szkoleniowców. Kto zastąpi Thomasa Tuchela?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...