Reklama

Ci sami piłkarze, a zupełnie inna drużyna. Pogoń znów zwycięska!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 kwietnia 2015, 17:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

„Pogoń Szczecin w niezłym stylu wygrywa trzy mecze z rzędu i awansuje na piąte miejsce w tabeli Ekstraklasy. Wszystko to dzieje się praktycznie bez udziału Marcina Robaka, który strzelił dla niej siedem goli w tym roku i z tą samą linią obrony, która regularnie szwankowała od momentu wznowienia rozgrywek”. Przeczytajcie to sobie jeszcze raz, najlepiej na głos i odpowiedzcie na pytanie: czy na początku kwietnia – 20 dni temu! – ktoś w Szczecinie mógł w ogóle marzyć o takim scenariuszu? No właśnie. Nie wiemy, co Czesław Michniewicz zrobił sierotom po Kocianie, ale to coś po prostu działa. Prawie ci sami piłkarze, a zupełnie inna drużyna.

Ci sami piłkarze, a zupełnie inna drużyna. Pogoń znów zwycięska!

Fascynuje nas ta metamorfoza. Wczoraj partaczyli na potęgę, dziś kozaczą. Weźmiemy takiego Mateusza Matrasa. Wcześniej by przypomnieć sobie udany występ tego gościa, trzeba by się chyba cofnąć do czasów Piasta Gliwice, a teraz trzy mecze, każdy kolejny coraz lepszy w jego wykonaniu. To samo można powiedzieć o kilku innych piłkarzach. Oczywiście jest jeszcze za wcześnie, by wystrzeliły korki szampanów. Gra w grupie mistrzowskiej nie jest pewna, a już w środę ciężki wyjazd na Legię. Jednak za to, co udało się zrobić Michniewiczowi w Pogoni do tej pory, należą wielkie brawa.

Dzisiejszy mecz dość długo przypominał typowe spotkanie Ekstraklasy, w trakcie którego można przysnąć lub wykonywać szereg innych czynności, bo zerkanie na murawę absolutnie wystarcza, by cały czas być w temacie. Było kilka ciekawych akcji Pogoni, ale prędzej czy później piłka trafiała pod nogi Adama Frączczaka, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Pomocnik Portowców powoli zaczyna słynąć z tego, że w jednej akcji potrafi wykonać coś perfekcyjnie, by sekundę później spieprzyć to kompletnie nieudanym zagraniem. Widzieliśmy to np. wtedy, gdy brawurowo założył kanał piłkarzowi Górnika, po czym podał piłkę w aut. Na szczęście dla kibiców drużyny ze Szczecina, w ostatniej minucie pierwszej połowy Frączczak musiał tylko dostawić nogę po podaniu Murawskiego. Gdyby musiał przyjmować, a potem dopiero strzelać, zapewne by się na czymś wyłożył. A tak mieliśmy 1-0. Gol do szatni to najlepsza rzecz, jaka mogła wydarzyć się w tym meczu. Górnik na drugą połowę wyszedł zmotywowany, ale dość szybko został sprowadzony do parteru przez Łukasza Zwolińskiego, który wykorzystał centrę Nunesa.


Po bramce  – grający w specjalnej masce – Zwoliński… założył pelerynę. Jeśli zastanawiacie się, skąd ten pomysł (i skąd peleryna), to wyjaśnienie znajdziecie powyżej. 

Zabrzanie jeszcze wrócili na moment do gry po niebrzydkim trafieniu Magiery z rzutu wolnego, ale trzy minuty później Błażej Augustyn postanowił zmierzyć się z gościem ze swojej wagi, czyli Marcinem Robakiem. W świecie sportów walki zapewne dostałby jakiś pas za powalenie przeciwnika, a że akurat brał udział w meczu piłki nożnej, dostał tylko drugą żółtą kartkę. Mecz pięknym strzałem zakończył Maksymilian Rogalski – kolejny zawodnik, który u Michniewicza zaczyna grać więcej niż przyzwoicie.

Reklama

Górnik przegrywa kolejny mecz w tym roku i ma spore szanse, by po tej kolejce wypaść z grupy mistrzowskiej. Chyba po raz pierwszy w tym sezonie. Znacie jakieś dobre określenie na taki przypadek? Może frajerstwo?

KBwdF10

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

0 komentarzy

Loading...