Reklama

Osuch: – Oziębała już się może dowiadywać o numer Iriny Shayk

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2015, 12:16 • 6 min czytania 0 komentarzy

– Napisaliście, że prędzej Przemysław Oziębała wyrwie Irinę Shayk niż Zawisza utrzyma się w lidze. No to radzę – niech się Przemek powoli dowiaduje, jaki jest jej numer – żartuje Radosław Osuch, zachwycony wiosennymi wynikami swojego zespołu. Bydgoszczanie są w tej rundzie najlepiej punktującą drużyną Ekstraklasy. Nie przegrali jeszcze meczu, a ich prezes, jak zwykle, nie należy do najostrożniejszych w sądach i opiniach. W krótkiej rozmowie przekonuje między innymi, że kadrowo ma jedną z najsilniejszych ekip w całej lidze, z pewnością najlepszą parę stoperów, a o Mikę i Alvarinho już pytają zagraniczne kluby. Zapraszamy do lektury.

Osuch: – Oziębała już się może dowiadywać o numer Iriny Shayk

Gracie wiosną najlepszą piłkę w lidze?

– Tak, najlepszą.

Jesienią graliście absolutnie najgorszą. Gdzie sens, gdzie logika?

– Proszę zwrócić uwagę, że poprzednie półrocze Zawiszy to przede wszystkim gigantyczna plaga kontuzji. Sześciu zawodników mieliśmy wyłączonych przez przynajmniej sześć miesięcy. To był naprawdę rzadko spotykany kataklizm, zwłaszcza dla tak niedużego klubu. Przed którymś z meczów mieliśmy dziesięciu kontuzjowanych. Aby ratować zespół, robiliśmy przymusowe transfery…

Reklama

Do których normalnie by nie doszło?

– To były „wzmocnienia” robione na siłę, w ostatniej chwili, bo trener nie miał zawodników. Jak na taki koszmar, gra w czasach trenera Rumaka nie wyglądała dramatycznie. Nie baliśmy się grać, mieliśmy średnią 55 procent posiadania piłki. Niestety, efekt był zawsze taki sam. Z perspektywy czasu za swój największy sukces uważam to, że jednak nie zwolniłem Rumaka. Chociaż mogłem…

A rozważał pan?

– Sugerowało mi to ze stu różnych doradców. Trudno znaleźć chociaż dwóch, którzy go bronili. Rumak na piętnaście meczów wygrał jeden – wyrzuciłby go każdy prezes w Europie. Nie znam takiego, który by wytrzymał. Wszyscy go wyśmiewali, ale ja widziałem, że ma bardzo dobry warsztat, który musi zaprocentować. To jedyne, co trzymało mnie przy zostawieniu go na stanowisku, bo tak naprawdę klub nie miałby w związku z tym żadnych problemów finansowych, ani dodatkowych kosztów. Mogliśmy sobie pozwolić na tę zmianę. Jestem dumny, że wytrzymałem i pokazałem rozsądek. Ściągnąłem też z Poznania świetnego fizjoterapeutę, żeby ratować plagę kontuzjowanych zawodników. To był drugi element naszego odrodzenia. W tej chwili mamy 26 zdrowych graczy, co od dawna nam się nie zdarzyło. Finansowo też radzimy sobie bez zarzutu. Za mecz z Bełchatowem zawodnicy dostaną 150 tysięcy złotych do podziału – płacę jeszcze dzisiaj. Pensje również punktualnie.

Zimą się już z wami żegnaliśmy.

– I ja sam dobrze o tym wiedziałem. Mówię wprost – to że nas skazywaliście na porażkę, nie było waszym błędem. Sam wątpiłem. Ale podjąłem ryzyko, wymieniłem 15 zawodników, o których wiedziałem, że nie pójdą za mną w ogień, wziąłem 12 nowych i przyniosło to znakomity efekt. Krótko mówiąc: to nie jest wielka metamorfoza Zawiszy, tylko świetny wynik zupełnie nowego zespołu.

Reklama

W połowie marca szanse na utrzymanie oceniał pan na jakieś 40 procent…

– Dziś daję mocne 60, ze względu na grę. Nasza dominacja w Bełchatowie była kolosalna. To była miazga. Różnica trzech poziomów.

Zgoda. Chociaż Bełchatów ostatnio prawie tak słaby, jak wy jesienią.

– Pierwszy kwadrans mieli akurat najlepszy, jaki ostatnio w ich wykonaniu oglądałem. Zdobyli bramkę, fajnie zaczęli. Ale później to już była miazga… Życzę trenerowi Zubowi powodzenia, bo myślę, że nie ma najgorszej drużyny w lidze. Z Wisłą wygrała 3:1, to też o czym świadczy.

W co wy obecnie celujecie? Obawiacie się jeszcze degradacji czy już spoglądacie wyżej, w kierunku dziewiątego miejsca? Bo grupa mistrzowska… No, nie ma cudów.

– Nie, mistrzowska bez szans. Ale zaryzykuję, że piłkarsko mamy teraz jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Przy takiej grze, nie może nam się stać żadna krzywda. Utrzymanie jest ciągle sprawą priorytetową, chociaż wiadomo, że chcielibyśmy skończyć na dziewiątym miejscu – to też kwestia finansów, premii.

Miło patrzeć, jak wiosną odpalili Mica i Alvarinho, których już przecież odrobinę znamy. Jesienią wydawało się, że powinni pakować walizki i wracać tam, skąd przyszli.

– To że wszystko dobrze funkcjonuje i tak szybko zostało poskładane, to akurat zasługa trenera Rumaka. Ja mu tylko sprowadziłem zawodników. I muszę powiedzieć wprost – poprzedni trenerzy ewidentnie popełnili błąd w selekcji, bo obaj Portugalczycy są i byli od początku jednymi z naszych najlepszych piłkarzy, tylko niektórzy widzieli to inaczej. Mica jest fenomenalny. Nie robi błędów. Panowanie nad piłką – wyjątkowe. Spokojnie sprzedałem Masłowskiego, bo wiedziałem, że mam go kim zastąpić i w tej chwili klub na tym wygrywa. Oczywiście, Michał dalej miałby u nas miejsce, bo to jedyny z tych 15 zawodników, z którym się rozstałem z żalem. Pozostałych pozbyliśmy się lekką ręką.

Jest pan o niego spokojny w Legii, tak na marginesie?

– Umiejętności ma wystarczające. Tylko charakter taki, że przyda mu się pół roku na aklimatyzację. Jak minie trochę czasu, na pewno odpali. Nie boję się o niego. Ale wracając jeszcze do Zawiszy – dla mnie największym szokiem są statystyki Majewskiego. Są porażające. On praktycznie czyści cały mecz. Świetnie gra obrona. Kuba Wójcicki – w mojej opinii – aspiruje do rywalizacji z Olkowskim w kontekście reprezentacji. Stoperów też mamy najlepszych w lidze, bez dyskusji. Z takim składem, naprawdę, trudno będzie nam spaść z Ekstraklasy.

Szarżuje pan. Będzie rozczarowanie, jak nagle karta się odwróci.

– Naprawdę, spokojnie. Jesienią mieliśmy dużego pecha. Plagę kontuzji. Zawodników awaryjnych, którzy przyszli w ostatniej chwili i musieli grać. Kilka różnych elementów składa się na tamtą katastrofę, ale na szczęście powoli z niej wychodzimy. Tak naprawdę my nie mamy dzisiaj słabych punktów. Po każdym meczu trudno wyróżnić jednego zawodnika, bo większość prezentuje wysoki poziom. Klub, jak na polskie warunki, funkcjonuje bardzo dobrze i atmosfera też jest bez zarzutu. Chociaż nowi zawodnicy, patrząc w tabelę, pewnie spodziewali się pogrzebowej.

Dobre wyniki powoli przekładają się na atmosferę wokół klubu? Frekwencja wreszcie zadowala?

– Doczekaliśmy się normalnej publiczności, która fajnie dopinguje zespół w miarę wzrastających emocji. To też jest nasz sukces. Kiedy pięć tysięcy ludzi przychodzi na stadion w Bydgoszczy i nie „wspiera” zawodników tylko z użyciem wulgaryzmów, to już jest się z czego cieszyć.

Zdobyliście Puchar Polski, zajęliście ósme miejsce w lidze m.in. ściagając niedrogich, solidnych zawodników z Portugalii czy Brazylii. Teraz nagle przestawiliście zwrotnicę.

– Stwierdziliśmy z trenerem Rumakiem, że w szatni jest już zbyt dużo zawodników jednojęzycznych. Zrobił się podział pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. To był problem, więc wyprostowaliśmy proporcje. Przyjęliśmy założenie, że nie bierzemy do drużyny więcej niż trzech obcokrajowców z jednego kraju. Miałem na tyle znajomości, żeby kogoś ściągnąć – chociaż było to piekielnie trudne, biorąc pod uwagę okoliczności. Każdy kto za granicą spojrzał w tabelę, widział, że jesteśmy praktycznie bez szans. Nie wiem w ilu klubach w Polsce byliby w stanie ściągnąć takich zawodników w analogicznej sytuacji.

Za tydzień jedziecie na Łazienkowską. Pan pewnie powie, że po zwycięstwo?

– Skoro gramy najlepszą piłkę w Polsce… Nie, mówiąc serio – mecz z Legią na pewno będzie trudny i tym razem pojedziemy tam odrobinę luźniej. Piłkarze grają o swoje nazwiska. Nie wymagam od nich koniecznie trzech punktów. Najważniejszy mecz czeka nas pięć dni później – u siebie z Cracovią.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...