Reklama

Balotelli – jeszcze piłkarz czy już tylko pajac i parodysta?

redakcja

Autor:redakcja

10 kwietnia 2015, 19:04 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rok to mnóstwo czasu. W ciągu dwunastu miesięcy potrafi wybuchnąć wojna, epidemia. Ba, bomba nuklearna potrafi przecież eksplodować w ciągu ułamka sekundy. Zaczęliśmy patetycznie, ale tekst będzie raczej wesoły. Na pewno o wesołym człowieku, który w ciągu zaledwie ostatniego roku z piłkarza stał się pajacem i parodystą. Podkreślmy – bardzo bogatym pajacem i parodystą. Witajcie w świecie Mario Balotellego.

Balotelli – jeszcze piłkarz czy już tylko pajac i parodysta?

Z przykrością musimy stwierdzić, że jego śmieszny, infantylny i pełen kolorowych cukierków żywot, zaczyna na dobre odrywać się od piłki nożnej. Kiedyś o jego kolejnych durnowatych numerach czytało się z uśmiechem na twarzy, myśląc – może i głupi, ale przynajmniej potrafi zdobywać bramki. Teraz, kiedy więcej niż goli strzela sobie fotek w kiblu, wrzucanych potem na Facebooka czy Instagrama, tolerancja się skończyła.

Rok temu był gwiazdą reprezentacji Włoch. Jednej z faworytów do mistrzostwa świata. Był kartą, którą – chcąc czy nie chcąc – trzeba było zagrać. Po mundialu, który dla Italii okazał się beznadziejny i po odejściu Cesare Prandellego, nastała ciemność. Transfer do Liverpoolu, w którym jak do tej pory zdobył cztery bramki. Trzynaście razy oglądał mecze z trybun, sześć z ławki rezerwowych. Wspólny wniosek środowiska? Jemu po prostu się nie chce. Jeśli już pojawia się na boisku, to w roli hamulcowego. Wchodzi z ławki na dwadzieścia minut, snuje się, zalicza kilka niecelnych podań, wymachuje rękami i na tym jego one man show się kończy. Emanuje od niego obojętność, nonszalancja. Mówiąc krótko: sprawia wrażenie takiego, który ma wszystko w dupie.

Ostatnio stwierdził, że bardzo boli go kolano i z tego powodu nie ma szans, żeby zagrał w spotkaniu z Arsenalem. Kilka godzin po meczu to samo biedne kolano nie przeszkadzało mu jednak w podbijaniu parkietu jednego z nocnych klubów, gdzie – według relacji brukowców – razem z paroma kumplami wypił morze wódki.

Reklama

Kolejna sytuacja, jeszcze świeższa. Robbie Savage, który dziś jest ekspertem jednej z telewizji, zarzucił mu leserstwo. Stwierdził, że on sam musiałby być niemal śmiertelnie chory, żeby odpuścić mecz o półfinał FA Cup z Blackburn. Co na to Balotelli? W swoim stylu, cyknął sobie foteczkę. Z termometrem wskazującym na podwyższoną temperaturę i smutną miną. Kibice nie mają wątpliwości, że to wałek. “Łazienka, umywalka, kran z ciepłą wodą, termometr, aparat, Instagram i zrobione!” – komentowali.

Właśnie, social media. Obecnie dla Balotellego to jedyna możliwość zamanifestowania: patrzcie, to ja Mario i wciąż jestem zabawny! Ponad trzy miliony followersów na Twitterze, milion mniej na Instagramie. Do tego parę kolejnych milionów na Facebooku. Dziś to właśnie tam jest jego najwierniejsza publiczność – przed ekranami komputerów. Internet to jego jedyne królestwo, bo na trybuny Anfield nazwiskiem nie przyciąga nawet kulawego psa, a przecież wydając na niego 20 milionów, właśnie tego oczekiwano. Że się odrodzi, że zacznie strzelać. Że przecież wyspiarski futbol nie jest mu obcy. Niestety, jego zakup był jedną z największych klap w ostatnich latach i musiałby stać się cud, żeby do końca sezonu wskazówka z z pola czerwonego choć drgnęła w stronę koloru zielonego. A cuda, jak wiemy, zdarzają się stosunkowo rzadko.

Przez lata uważany był za drugiego największego, obok Zlatana Ibrahimovicia, piłkarza w stajni Mino Raioli. Dopóki ten magik trzyma go pod swoimi skrzydłami, dopóty na kolejne Ferrari z pewnością mu nie zabraknie. Balotelli powinien zmierzyć się jednak z rzeczywistością. Z matematyką, z liczbami. Ile goli strzeliłeś? Ile wypracowałeś asyst? Nadchodzi moment, kiedy przeszłość przestanie mieć znaczenie, bo jest brutalnie partaczona teraźniejszością. Pytanie – jaki będzie kolejny klub Balotellego? – jest naprawdę interesujące. Słabeuszy i średniaków nie będzie na niego stać. Na Anfield zarabia ok. 110 tys. funtów tygodniowo, ale nikt poważny mu tyle nie zapłaci. Już nie.

Postaw w BET-AT-HOME na Liverpool z Newcastle -> KURS: 1.33

Ma 25 lat, a będzie musiał stanąć przed wyborem starszych kolegów – albo ambicja, albo robienie pieniędzy. Ambicja wiąże się z obniżką pensji i zapieprzaniu w słabszym klubie. Po to, aby odbudować beznadziejną reputację. Jeśli robienie pieniędzy, co w sumie by do niego pasowało, to na Półwyspie Arabskim, w MLS albo Chinach. Tam chętni na wyłożenie bajecznych kwot znajdą się na pewno.

Reklama

Szkoda, bo kilka lat temu to był naprawdę dobry piłkarz, wśród młodych absolutny światowy top. Szansa w Liverpoolu jest prawdopodobnie ostatnią na tak wysokim poziomie. By na niego wrócić, na co piłkarsko – mimo wszystko – go stać, to będzie musiał zejść kilka stopni niżej i tam, w jakiejś Genoi, Hellasie Werona czy innym Stoke, udowodnić swoją kompletnie zatraconą piłkarską wartość. Ciekawe, czy wystarczy samozaparcia.

PB

Najnowsze

Anglia

Anglia

Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Maciej Szełęga
8
Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją
Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...