Reklama

Czy Holandia to wciąż zespół z topu? Mandarynki zamiast pomarańczy…

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2015, 17:36 • 5 min czytania 0 komentarzy

Mamy koniec czerwca 2014 roku. Trwają Mistrzostwa Świata w Brazylii. Holandia po brawurowym rozbiciu w pył bardzo silnej grupy z Hiszpanią i Chile oraz kapitalnej końcówce meczu z Meksykiem przygotowuje się do ćwierćfinału z Kostaryką. Coraz głośniej słychać – jak nie teraz, to kiedy. Jak nie dziś, z Robbenem w życiowej formie, z van Persiem na szpicy, z przeżywającym na ławce trenerskiej osiemnastą młodość Louisem van Gaalem – to kiedy?

Czy Holandia to wciąż zespół z topu? Mandarynki zamiast pomarańczy…

Nie udało się. Trzecie miejsce zostało przyjęte z umiarkowaną radością, bo przecież Holandia celowała wyłącznie w złoto. Piłkarze z fantastycznych roczników 1983 i 1984 – wśród nich Sneijder, Huntelaar, van Persie i Robben – muszą się pogodzić z tym, że do pokaźnej szafy z trofeami klubowymi nie dorzucą złotego medalu za zwycięstwo w mistrzostwach świata. W teorii jest jeszcze jedna szansa na triumf w Mistrzostwach Europy, które mają się odbyć we Francji. W 2016 roku Robben będzie miał 32 lata. Raczej nie będzie się nadawał na studenckie imprezy w nocy „z czwartku na niedzielę”, ale do grobu przecież też jeszcze daleko.

Holendrzy debatują. Całe środowisko zaczyna się zastanawiać – czy już czas na wymianę pokoleń, czy może kolejny turniej wciąż atakujemy tym samym szkieletem, który stanowi o sile „Oranje” już od kilku ładnych lat? Stawiamy na młode wilki, czy raz jeszcze ufamy, że tercet Sneijder-van Persie-Robben będzie w stanie wprowadzić Holandię na wielki turniej, a potem jeszcze solidnie w nim namieszać?

Dyskusja jest ożywiona, ale dominują pytania o turniej finałowy we Francji. Eliminacje? Grupa jest silna, są w niej Turcja, Czechy i Islandia, ale przecież mówimy o trzeciej sile świata. W 2014 roku nikt nie martwił się na poważnie kwestią eliminacji, które od dawna pozostają dla Holendrów formalnością. Od czasów Mistrzostwa Europy w 1988 roku, „Pomarańczowi” opuścili tylko jeden wielki turniej – mistrzostwa w 2002 roku, gdy w grupie wyprzedzili ich Portugalczycy i Irlandczycy.

Kto mógł przewidzieć, że niecałe osiem miesięcy po meczu z gospodarzami brazylijskiego turnieju, w którym Holendrzy zdobyli brązowe medale MŚ, w oczy zajrzy im widmo powtórki eliminacji sprzed trzynastu lat? Kto mógł przewidzieć, że po ograniu Brazylii w siedmiu kolejnych występach Holendrzy wygrają dwa razy – z Łotwą i Kazachstanem? Kto mógł przewidzieć porażki z Czechami i Islandią, wreszcie weekendową wtopę z Turcją, która niemal do ostatnich sekund prowadziła z Holendrami 1:0?

Reklama

Było „zaOranje” Hiszpanii, teraz mamy „pOranjoną” reprezentację, która po pięciu kolejkach eliminacji traci już sześć punktów do lidera i pięc do drugiego miejsca gwarantującego bilety do Francji. Gazety dopytują: „Guus, nadal jest dobrze?”, a eksperci załamują ręce. Holandia straciła błysk.

Z czego wynika ten – nie ma już sensu unikać mocnych słów – kryzys Holendrów? Okej, z Turcją nie grali Robben i van Persie. Ale nawet z nimi „Oranje” nie potrafili sobie poradzić z Islandią. Z Czechami, bez Robbena, ale z napastnikiem Manchesteru United na szpicy, też w tyłek. Problemem Holandii nie są absencje poszczególnych zawodników, ale… bylejakość. Piłkarska mizeria całego zespołu, który kompletnie się pogubił. Hiddink przekonuje: „nie jesteśmy drużyną z europejskiego topu” i apeluje, by nie oczekiwać od jego chłopaków złotych gór. Eksperci reagują na takie wypowiedzi podobnie jak piłkarze na kolejne porażki – szerokim otwarciem ust i kompletną dezorientacją.

Van Gaal był specyficzny, ale czy pozwoliłby sobie na podobny komentarz w kraju, który rokrocznie puszcza w świat dziesiątki znakomitych zawodników? Spójrzmy inaczej: czy podobny komentarz ma prawo wygłosić facet powołujący do kadry kluczowych zawodników Manchesteru United, Bayernu Monachium, PSG czy Schalke? Z drugiej strony jednak – może coś faktycznie jest na rzeczy? Przyjrzyjmy się kadrze Holendrów z ostatniego spotkania, w którym wyszarpali remis.

W obronie najstarszy i najbardziej doświadczony jest Gregory van der Wiel. Towarzyszą mu 23-latkowie – Bruno Martins Indi, de Vrij, Veltman, którzy występują w europejskiej „klasie średniej” (wybaczcie, ale ani Porto, ani tym bardziej Lazio i Ajax nie robią kolosalnego wrażenia). Do tego nieco starszy Janmaat z Newcastle, Jeffrey Bruma z PSV i 21-letni Jetro Willems, który ma przed sobą lata nauki. Ani kluby, ani nazwiska, ani tym bardziej pamiętne mecze całej tej formacji nie kładą nas na łopatki. W zestawieniu choćby z Hiszpanią, Niemcami czy krytykowaną Anglią – biednie… Ba, większe wrażenie mogłaby wywołać nawet Serbia z Kolarovem, Ivanoviciem i Bastą. W tyłach wprawdzie pomaga Daley Blind, którego bardzo cenimy, ale… No właśnie. Jeśli zaliczymy go do formacji defensywnej, wyjątkowo biednie zrobi się w pomocy.

No bo kto tam gra? Sneijder. Okej, ale raz, że to gość, który pamięta jeszcze Spice Girls na scenie, a dwa – gra w Galatasaray. Z całym szacunkiem – tylko w Galatasaray. A to przecież właśnie on jest tam dyrygentem. Clasie, Klaasen, Wijnaldum… Wybaczcie, ale po obejrzeniu kilku meczów ligi holenderskiej pod kątem spotkań Ajaksu z Legią – nie mamy zbyt dobrego zdania o Eredivisie. Kadrę na Turków uzupełniają Afellay z Grecji, w której szaleje futbolowy kryzys, weteran de Jong oraz Jonathan De Guzman. Od biedy wrażenie mogą robić dwaj ostatni, ale czy to jest poziom tego europejskiego topu, o którym mówił Hiddink?

Reklama

W miarę „światowo” wygląda jedynie przód, gdzie Huntelaarowi, van Persiemu i Robbenowi zaczyna wyrastać konkurencja w postaci Basa Dosta i Memphisa Depaya. Cóż jednak z tego, skoro… właśnie tam widać najwięcej problemów.

No bo gdzie indziej, jeśli we wszystkich trzech spotkaniach-wpadkach – to jest z Czechami, Islandią i Turcją, to właśnie Holendrzy prowadzili grę? Trzymali piłkę, przedostawali się w okolice szesnastki, ale… Hm. Najlepiej będzie pokazać, o co chodzi. Fragment od 40 sekundy w TYM FILMIKU. Holendrzy nie mają trudności ze stworzeniem sobie sytuacji, ale ciągle brakuje – albo ostatniego podania, albo wykończenia. Obszerne skróty nie pozostawiają wątpliwości – brakuje szczęścia, skupienia, dokładności, prawdopodobnie właśnie w tej kolejności. Jak ma temu zaradzić Holandia? Cóż, na razie dyskusje kręcą się wokół sensu pracy Guusa Hiddinka, ale możemy być pewni, że z czasem dołączą do tego pytania o jakość „młodego pokolenia”.

Na ten moment bowiem wydaje się, że chłopcy wypuszczani w ostatnich sezonach z Ajaksu, PSV i Feyenoordu nie zagwarantują jakości, którą oferowało pokolenie ’83 i ’84. Na Euro pewnie uda się awansować, pewnie z 32-letnim Robbenem Holandia będzie nawet potrafiła powalczyć o wyjście z grupy na tym turnieju. Co jednak stanie się później? Clasie, Klaassen, Kishna? Depay? Willems?

Talenty, ale czy faktycznie „europejski top”, do którego chcieliby – wbrew słowom Hiddinka – należeć Holendrzy? Może faktycznie brąz na mundialu to jednocześnie pożegnanie z czołówką? Przynajmniej do momentu nadejścia kolejnego „złotego pokolenia” pokroju tych dwóch roczników z van der Vaartem, de Jongiem, Sneijderem, Robbenem, van Persiem i Huntelaarem.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...