Reklama

„Prędzej czy później znowu wsiądę na traktor”

redakcja

Autor:redakcja

24 marca 2015, 22:15 • 12 min czytania 0 komentarzy

Do Ekstraklasy, kroczek po kroczku, dotarł z małej miejscowości. Zawsze musiał rozpychać się łokciami, nigdy nie dostał niczego na tacy. W Lechii nie przekonał do siebie ani Pawła Janasa, ani Bogusława Kaczmarka. Pierwszym, który tak naprawdę dał mu szansę, był Michał Probierz. Najpierw w Gdańsku, a teraz w Jagiellonii, która dość nieoczekiwanie bije się o czołowe lokaty. Patryk Tuszyński w obszernej rozmowie z Weszło!

„Prędzej czy później znowu wsiądę na traktor”

“Często nie chciało mu się pracować”. “Lubił ślizgać się przez trening”. “Nie ma w nim sportowej złości i łatwo godzi się z rolą rezerwowego”. Ładne, naprawdę ładne zdanie mają o tobie byli trenerzy.

Cóż… Z większością trudno się nie zgodzić, mają rację. Rzeczywiście jestem typem człowieka, który trudno przyswaja zdanie trenera. Często się z nim nie zgadza. Do tego jestem humorzasty. To kwestia charakteru. Nie raz zaciskałem zęby i myślałem: co ty się będziesz do mnie przypierniczał, jak i tak wyjdzie na moje. Byłem taki zadzior, zresztą wciąż jestem.

A to, że godzisz się z rolą rezerwowego?

To akurat kompletna bzdura. Do dziś mam tak, że pierwsze dwa dni od momentu, kiedy wiem, że w kolejnym meczu usiądę na ławce, są kompletną masakrą. Chodzę po ścianach, nabuzowany, naładowany. Mówię sobie: kurde, człowieku, jak ty możesz siedzieć na ławce. Dopiero potem, kiedy schodzi ciśnienie, staram się myśleć inaczej. W stylu: spokojnie, wejdę w 60. minucie i udowodnię trenerowi, że nie miał racji. Nie godzę się z rolą rezerwowego, nawet nie ma takiej opcji.

Reklama

Możesz uderzyć się w pierś i powiedzieć, że zrobiłeś absolutnie wszystko, by być lepszym piłkarzem?

Nie, na pewno nie. Staram się być profesjonalistą, ale wiem, że w stu procentach nim nie jestem.

Wiele osób w środowisku jest zdania, że masz warunki, aby stać się czołową postacią tej ligi.

O swoim potencjale słyszę od każdego kolejnego trenera. Że jestem wydolny, szybki. Że piłka mi nie przeszkadza. Wcześniej wyglądało to różnie, ale pod okiem trenera Probierza staram się bardziej pilnować. Słowa poprzednich, którzy chcieli mnie zagłaskać, traktowałem z przymrużeniem oka. Wiadomo, chcą cię podpompować, żebyś nastrzelał więcej bramek.

Teraz coś się zmieniło?

W pewnym momencie powiedziałem sobie: gościu, faktycznie jesteś w stanie coś osiągnąć. Czuję, że mogę dać z siebie jeszcze więcej, rozwijać się. Widzę, że robię postępy. Staram się analizować swoje zachowania na boisku, pojedyncze zagrania. Nie jestem jeszcze taki stary, mam 25 lat. Kariery robili znacznie starsi. Wszystko przede mną.

Reklama

A do tego “pewnego momentu”, co masz sobie do zarzucenia?

Głównie odżywianie. Profesjonalnie zacząłem do tego podchodzić w wieku 22-23 lat. Gdybym zaczął w wieku 14 czy 15, tak jak chłopaki z Jagiellonii, to mogłoby potoczyć się to jeszcze inaczej. Wcześniej na przykład nie jadłem śniadań. Po prostu mi się nie chciało. Nie miałem świadomości, że to głupota.

Słyszałem, że kumple wołają na ciebie “Lewy”.

Zgadza się. Zaczęło się na wypożyczeniu w Sandecji. Trener Hajdo podszedł do mnie na pierwszej rozmowie i powiedział, że wyglądem, charakterystyką i sposobem poruszania się po boisku przypominam mu Roberta Lewandowskiego. Od tamtego momentu niektórzy tak na mnie wołają. Nie wkurza mnie to, mimo, że to facet tylko o rok starszy ode mnie. Bardziej niż docinkę traktuję jako komplement.

MECZ 11. KOLEJKA I LIGA SEZON 2010/11 --- POLISH FOOTBALL FIRST LEAGUE MATCH: DOLCAN ZABKI - MKS KLUCZBORK 2:0

Pytam, bo mogłeś trafić do Lecha jeszcze przed Lewandowskim, ale coś nie zaskoczyło.

Musiałem poszukać nowego miejsca, bo kończył się wiek juniora, a szkółka w Marcinkach trenowała tylko młodych chłopaków. Każdy z nas szukał klubu na własną rękę. Wykonało się kilka telefonów i załatwiło jednodniowy sprawdzian, bo trudno to nazwać testami. Niestety, dopadł mnie uraz i nic z tego nie wyszło. Okazało się, że miałem złamaną rzepkę. Coś tam pobolewało mnie już wcześniej, ale to były peryferia futbolu, gdzie każdy jest skazany na siebie. W końcu nic z tym nie robiłem. Samo się zrosło.

Posypały ci się dziecięce marzenia.

To było przede wszystkim mocno ekscytujące. Ja, chłopaczek z małej miejscowości, na testach w Lechu. Wow. Sama perspektywa wyjazdu do Poznania była dużym przeżyciem, ale gdzieś tam zakładałem, że może się nie udać. Dla 15-16 letniego chłopaka wyjazd z rodzinnego domu to kompletna abstrakcja, a do Poznania miałem 200 km…

I padło na Królewską Wolę. Niby wiocha, a atak – z punktu widzenia dnia dzisiejszego – kosmiczny.

Fakt. Piech, Kuświk, Piątkowski, Biliński… Niezła paka. Teraz wszyscy widzimy, gdzie wylądował każdy z nas, ale wtedy nie przeszło przez myśl, że zajdziemy tak daleko. Dryg do większej piłki było widać przede wszystkim po Arku Piechu. Imponował luzem na boisku, niczym się nie przejmował. Marnował kilka setek, a później i tak strzelał. Chłopak bez układu nerwowego. Niczego nie przeżywał. Totalny luz. To była wiocha, dziesięć domów na krzyż.

Pewnie mieliście niezły doping.

Tak… Osiemdziesiąt, góra sto osób. Sami miejscowi. Panowie z wódeczką. Ale zdarzały się mecze na przykład z Pogonią Szczecin czy Zawiszą, kiedy przyjeżdżało pięć autokarów przyjezdnych, pod eskortą policji. Wtedy na wiosce mieliśmy wielkie święto.

Potem trafiłeś do Kluczborka, kolejnej małej miejscowości, gdzie o miejsce w składzie rywalizowałeś z Waldkiem Sobotą i Piotrem Sobottą. Nawet nie pytam, którego dnia tygodnia nie lubiłeś najbardziej.

Niestety, to była pierwsza liga, więc z góry byłem skazany na siedzenie na ławce. Wszystkie mecze graliśmy w… sobotę. Mieliśmy z tego bekę. W Kluczborku po raz pierwszy zobaczyłem czym jest profesjonalna piłka. Odżywianie, treningi. Cała ta otoczka. Wcześniej, nie da się ukryć, grałem na zadupiu. W drodze na mecz jadaliśmy schabowe w panierce z ziemniakami. Myślało się, że to jest dobre. Że mięso, to da siłę.

Sobocie się udało. Reprezentacja, potem wyjazd. Jest to dla ciebie jakiś wyznacznik?

To osoba na której się wzorowałem, podglądałem. Od razu zwracał uwagę. Pamiętam mecz z ŁKS-em. Na stoperze Tomek Hajto, którym Waldek kręcił jak wiatrakiem. Tu zwodzik, tam siatka… Tak jak grając w Gawinie nie sądziłem, że Piątkowski czy Piech zajdą tak daleko, tak tutaj nie miałem wątpliwości. Patrzyłeś na Sobotę i wiedziałeś, że piłka to jego powołanie, chociaż szczerze mówiąc nie przypuszczałem, że osiągnie aż tak wysoki poziom.

On z Kluczborka wyjechał do Śląska, a ty do Lechii.

Szczerze? Nie miałem większego wyboru. Lechia była jedynym klubem, który oferował za mnie jakiekolwiek pieniądze. Waldek odszedł za darmo. W Kluczborku nie chcieli, żeby przy mnie sytuacja się powtórzyła. Zostałem postawiony przed faktem dokonanym, chociaż nie miałem nic przeciwko. Duże perspektywy, baza, piękny stadion… To wszystko kusiło.

Paweł Janas po twoim pierwszym sparingu powiedział: taki tam walczak, melodia przyszłości.

To było dla mnie jak zderzenie ze ścianą. W poprzednich klubach byłem zawodnikiem, na którym opierała się gra całej drużyny. W Lechii też wszystko zaczęło się nieźle. Łukasz Surma czy Paweł Nowak, starsi zawodnicy, dodatkowo mnie pompowali. “Dobrze wyglądasz. Spokojnie, będziesz grał”. Przyszedł pierwszy mecz i nie było mnie nawet w osiemnastce. Drugi mecz? To samo. Załamałem się. Zareagowałem źle. Zamiast wcisnąć pedał gazu, to trochę odpuściłem. Przez trzy miesiące bujałem się w rezerwach, a nie tak to miało wyglądać.

MECZ 32. KOLEJKA GRUPA MISTRZOWSKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2013/14: LECHIA GDANSK - LEGIA WARSZAWA 0:1 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: LECHIA GDANSK - LEGIA WARSAW 0:1

U Bogusława Kaczmarka też nie poszalałeś. On odpalił cię z miejsca. Prasa pisała, że twój transfer to “100 tys. wyrzucone w błoto”. Nagonka ze wszystkich stron.

Rzeczywiście, odpalił mnie. Przeżywałem to wszystko, ale wtedy pomógł mi charakter chłopaka z peryferii. Chłopaka, który przez lata musiał rozpychać się łokciami. Zawsze byłem zawzięty. Zawsze chciałem coś udowadniać. W każdym kolejnym klubie, gdziekolwiek nie trafiłem, byli lepsi ode mnie. Nie chciałem siedzieć na ławce, więc musiałem zapieprzać, żeby ich dogonić i przejąć ich rolę. W Lechii zostałem odpalony, ale się nie poddałem.

Wypożyczenie do pierwszoligowej Sandecji na złe ci nie wyszło, ale z drugiej strony znowu dostałeś kopa w tyłek.

Była to decyzja najlepsza z możliwych. Wszyscy wokół mnie wspierali. Przekonywali, że stać mnie na grę w Ekstraklasie. Zrobiłem krok do tyłu, żeby przekonać siebie i innych, że potrafię grać w piłkę. W Nowym Sączu złapałem rytm meczowy, zdobyłem kilka bramek…

… i niedługo później odebrałeś telefon od Michała Probierza.

Powiedział, że chce przyjrzeć mi się na treningach. Trener Probierz to piłkarski maniak. Musiał jeździć, oglądać mnie. Widział, jak sobie radzę. Wróciłem do Gdańska, pojechałem na obóz. Wyglądałem naprawdę dobrze. Trener podchodził, instruował. Mówił: to było dobre, to było beznadziejne, nad tym musisz pracować. Na początku wchodziłem z ławki, ale dość szybko wywalczyłem pierwszy plac.

Najpierw ściągnął cię do Lechii, potem do Jagiellonii. Tak naprawdę to trener Probierz wykreował cię na piłkarza o określonym poziomie.

Nie da się ukryć, że moment w którym przejął Lechię był dla mnie przełomowy. Mogę mu wiele zawdzięczać. Gdyby nie on, mógłbym zostać w pierwszej lidze. Kiedy wychodzę na boisko, zawsze mam z tyłu głowy co dla mnie zrobił i zawsze staram się za to odwdzięczać, jak na razie z dobrym skutkiem. Nie pomylił się co do mnie.

Wcześniej mówiłeś, że masz trudny charakter. On musiał znaleźć jakiś klucz, żeby do ciebie dotrzeć i trochę cię utemperować.

Zawsze ma mnie na świeczniku. Wie, kiedy zrugać, kiedy pochwalić, chociaż częściej mi się obrywa. Może to jest jakaś metoda. Kiedy jeszcze grałem w Lechii i widziałem jak jedzie niektórych zawodników, to gęsia skórka wychodziła nawet, kiedy przyglądałem się temu z boku. Na mnie najmocniej najechał dzień po zremisowanym meczu z Zawiszą, już w Jagiellonii.

Było grubo?

Grubo to mało powiedziane. Lepiej nie cytować. Powiem tylko tyle, że nie przebierał w środkach. Zjechał mnie od góry do dołu i zrównał z ziemią. Przyszedłem do domu, zamknąłem drzwi i z podniesioną głową pomyślałem, że w ciągu tygodnia trzeba to będzie naprawić.

Czas na krótkie pytanie: najważniejszy moment w karierze?

Był taki tydzień, rok temu. Mecze z Pogonią i Zawiszą, pod rząd, w których zdobyłem pięć bramek.

Szczerze? Myślałem, że wskażesz coś innego…

Pewnie masz na myśli początek tego sezonu i mecz z Lechią, już w Jagiellonii. Zremisowaliśmy, a ja zdobyłem dwie bramki. Tak… Zastanawiałem się nad tym, ale postawiłbym go na drugim miejscu.

MECZ 32. KOLEJKA GRUPA MISTRZOWSKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2013/14: LECHIA GDANSK - LEGIA WARSZAWA 0:1 --- POLISH TOP LEAGUE FOOTBALL MATCH: LECHIA GDANSK - LEGIA WARSAW 0:1

Z końcem poprzedniego roku Lechia odpaliła cię po raz kolejny. Bolało?

Jeszcze podczas rundy dochodziły mnie słuchy, że chcą mnie wymienić za Adama Dźwigałę. Andrzej Juskowiak, który był dyrektorem sportowym, zaprosił mnie na rozmowę i powiedział: zastanów się, będzie mnóstwo transferów. Dodał, że pewnego miejsca w składzie nie będzie mieć nawet Zaur Sadajew. Wtedy pomyślałem, że nie będę siedział tam na siłę i czegoś udowadniał. Tym bardziej, że już byłem po rozmowie z trenerem Probierzem, który zapraszał mnie do Jagiellonii.

Kolejny kopniak i to po najlepszej rundzie w karierze. Trochę wcześniej pojawiło się ponoć zainteresowanie włoskiej Bolonii.

Rzeczywiście, ktoś stamtąd był na jakimś meczu, ale widocznie się nie spodobałem, bo temat upadł. Zarząd mieszał, motał. Trener Moniz chciał, żebym został, ale nie miał nic do powiedzenia, bo prezesi mieli zupełnie inne zdanie. Każdy widział, że chcieli się mnie pozbyć. Nie trzeba było w tym siedzieć, żeby dojść do takich wniosków. Mieli kasę i projekt, w którym nie istniałem. Myśleli, że jak ściągną paru niezłych piłkarzy, to zrobią różnicę. Nie wyszło. Zderzyli się z rzeczywistością.

Miałeś żal?

Nie, niczego nie żałowałem i nie użalałem się nad sobą. Nie pierwszy raz mnie odpalali. Wiedziałem, że znajdę się w innym klubie z Ekstraklasy. A że w Gdańsku mnie nie chcieli? Mówi się trudno.

Teraz, patrząc na tabelę, możesz spoglądać na nich z góry.

I mam z tego satysfakcję.

Moglibyście być jeszcze wyżej. Gdyby nie sędziowie, którzy w tym sezonie wybitnie wam nie sprzyjają.

To pewnie kwestia przypadku. Nie wierzę, żeby którykolwiek z nich chciał specjalnie zrobić nam na złość. Czysty zbieg okoliczności. Sędziowie to też ludzie, nie są nieomylni.

Teraz mówisz to na spokojnie, bo siedzimy w restauracji, gra muzyczka. Po meczach w szatni pewnie nie jesteś taki opanowany.

Powiem tak: gdybyśmy byli w okolicach ósmego czy dziewiątego miejsca i musielibyśmy do samego końca walczyć o pierwszą ósemkę, to miałbym na to zupełnie inny pogląd. A tak jesteśmy wysoko, nazbieraliśmy trochę punktów. Pewnie dlatego podchodzę do tego na luzie.

Teraz jesteście wysoko, macie komfort, ale przed sezonem byli tacy, którzy widzieli w Jagiellonii kandydata do spadku.

Nic dziwnego, bo my mieliśmy podobnie. Poważnie. Pamiętam, że przed sezonem siedliśmy z chłopakami i mówimy: panowie, jak nic będzie walka o utrzymanie. Graliśmy sparing z Górnikiem Łęczna, przed własną publicznością. Brutalnie nas wypunktowali, przegraliśmy 1:3. Wróciłem do domu i byłem załamany. I znowu ta myśl: ja pierniczę, będzie walka o utrzymanie.

Przyszła liga i wszystko obróciło się o 180 stopni.

Sparingi nic nie znaczą, przekonałem się o tym po raz kolejny. Podstawowy cel to pierwsza ósemka, ale po podziale punktów wszystko się może zdarzyć. Mam nadzieję, że pójdziemy śladami Ruchu Chorzów z poprzedniego sezonu i tak jak oni zostaniemy rewelacją, kończąc sezon na trzecim miejscu.

MECZ 5. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2014/15: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSZAWA 0:3 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH JAGIELLONIA BIALYSTOK - LEGIA WARSAW 0:3

Trochę ten balonik zdążyliście podpompować.

Naszym największym atutem jest drużyna. Nie ma gwiazd, nikt się nie wywyższa, nie afiszuje. Z taką atmosferą jak tutaj w Białymstoku nie spotkałem się nigdy wcześniej. Ona nakręca wyniki i odwrotnie – wyniki nakręcają nastrój w szatni. Wszyscy są fajni, skromni. To pewnie duża zasługa trenera Probierza, który dobierał ludzi pod atmosferę, a od niej wszystko się zaczyna.

Muszę zapytać: o co chodzi z tymi szwami? Oglądałem ostatnio twoją wypowiedź pomeczową z Sandecji. Zdobyłeś dwa gole. Oczywiście z zakrwawionym bandażem na głowie.

Szwy to mój talizman. W Kluczborku grałem z nimi dwa razy i strzelałem gole. W Sandecji, w meczu o którym mówisz, zdobyłem dwie. W Lechii z rozciętą głową strzeliłem Pogoni Szczecin. Śmialiśmy się z fizjoterapeutą, że może warto zostawić je na kolejny mecz z Zawiszą. Zostawiliśmy i ustrzeliłem hat-tricka. Chyba muszę założyć takie nierozpuszczalne, na stałe. Może to da jakiś efekt.

Cel kariery?

Kurczę… Przede wszystkim chciałbym mieć bardzo dobry sezon tutaj, w Ekstraklasie i wyjechać za granicę. Gdzie? Nie ma większego znaczenia. Mogą być nawet Chiny, skąd nadchodzą oferty nie do odrzucenia. W piłkę gra się po to, żeby zarobić. Wybić się, zrobić krok do przodu, odłożyć coś na przyszłość.

Miałeś okazję grać przeciwko Barcelonie. To chyba jedne z przyjemniejszych wspomnień z Gdańska.

Piłkarski odlot. Kiedy wcześniej kopałeś w Kluczborku czy Nowym Sączu i marzyłeś o drugiej czy trzeciej lidze, a nagle grasz przeciwko najlepszym na świecie… Pamiętam, że wróciłem do domu koło pierwszej w nocy i zasnąłem dopiero nad ranem.

Była analiza?

Jasne, całą noc. Każdy moment, każdy kontakt z piłką. Każdy zapamiętany obraz. Powiem szczerze, że byłem z siebie zadowolony. Pomyślałem: kurde, to tylko ludzie, tacy jak my. Wiadomo, mecz był o pietruszkę, ale to ciągle była Barcelona. Jakieś trzy miesiące później trener Probierz, przed jednym z meczów, pokazał nam, że 7-8 zawodników z tamtego meczu wyszło w pierwszym składzie w meczu ligowym. Naprawdę fajna sprawa.

Wymiana koszulek?

Nie, były bez nazwisk, więc kompletnie bezwartościowe.

Kończąc, rozumiem, że po zakończeniu kariery zamieniasz murawę na pole. Niekoniecznie golfowe.

Mieszkałem na wsi ponad dwadzieścia lat. Rodzice mają spore gospodarstwo. Zawsze im pomagałem. Lubiłem to robić. Teraz, kiedy tylko mamy wolne, chętnie wracam. Dla mnie to hobby, które pozwala mi mentalnie odpocząć, a przy okazji mogę pomóc rodzicom, choć wiadomo – jestem ograniczony czasem. Kiedyś na pewno będę miał swój kawałek ziemi i prędzej czy później znowu wsiądę na traktor.

Rozmawiał PIOTR BORKOWSKI

fot. FotoPyk

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...