Reklama

Nieporadni „Portowcy”, punkty jadą do Łęcznej

redakcja

Autor:redakcja

02 marca 2015, 20:59 • 2 min czytania 0 komentarzy

Ekstraklasa jest dość przyzwoita, by raczyć nas co kolejkę mniej więcej dwoma dobrymi meczami, ale jednocześnie wciąż dość słaba, by z cotygodniową regularnością karmić przynajmniej jednym absolutnie niejadalnym zakalcem. Do tej drugiej kategorii zalicza się Pogoń – Górnik Łęczna, widowisko smakowite jak zżuta, zdrapana z asfaltu guma, a tak samo się ciągnące.

Nieporadni „Portowcy”, punkty jadą do Łęcznej

Mieliśmy taki przebłysk w pewnym momencie: o, na boisku dzisiaj tak mało jakości w ataku, że o wyniku zdecyduje przypadek. Ktoś walnie samobója z czterdziestu metrów, stoper zrobi rajd, jakiego nigdy nie powtórzy, względnie bramkarz wrzuci sobie piłkę do siatki ala Jojko. I mniej więcej w tym stylu mogło się to rozstrzygnąć, kuriozum kolejki było o krok: wypożyczony ze sklepu ogrodniczego Razulis wywrócił się przyjmując piłkę, dzięki czemu przejął ją student z Hiszpanii, błyskawicznie oddając strzał typu „szczur”, który nie doleciałby nawet do bramki, ale Hernani niepotrzebnym, rozpaczliwym wślizgiem sprawił, że wyszła z tego najgroźniejsza akcja pod bramką Janukiewicza. Golkiper Pogoni zepsuł imprezę, wmieszał się i obronił to, co powinno być puentą całego starcia w Szczecinie.

Nudny mecz nie oznacza jednak oczywiście, że wszyscy grali kichę, może defensorzy po prostu mieli mocną partię. Tak w pewnym sensie było, bo na pewno trzeba pochwalić obrońców gości: Nikitović fachowo schował Zwolińskiego do kieszeni, Robak był odcinany od podań i musiał głęboko się wracać, żeby chociaż powąchać futbolówkę. A gdy już gospodarzom udało się zmontować w miarę składną akcję, zawsze na posterunku był Prusak, który najbardziej nam jednak zaimponował paradami przy bombach Rogalskiego (nikt nie namówiłby nas do stania w murze, gdy gracz Pogoni wykonuje rzut wolny). Miał też trochę farta, gdy piłka trafiła w poprzeczkę, ale ponoć i szczęście powinno charakteryzować dobrego golkipera.

Pogoń próbowała narzucić swoje tempo gry, ale konkretów brakowało, niemrawe akcje były zwykle tłamszone w zarodku. Pod koniec ruszyli odważniej do przodu, ale zamiast przeważyć szalę na swoją korzyść, byli bliżej dostania dwóch bombek – obok trafienia Bonina stuprocentową sytuację zmarnował jeszcze Hasani, a zmarnował ją w swoim stylu, czyli w sumie nie wiadomo jak. Mecz zakończył się obrazkiem, który doskonale obrazuje nieporadność „Portowców”: ostatnia minuta, a Janukiewicz zamiast posłać piłkę na aferę, byle dalej, wybija ją w aut na wysokości własnego pola karnego. On ma pretensje do kolegów, oni do niego, a my do Lyczmańskiego, że doliczył aż pięć minut.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...