Reklama

Odchodzi legenda? Nie, odchodzi jedynie dobry piłkarz

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2015, 15:30 • 4 min czytania 0 komentarzy

Tego w Warszawie nikt się nie spodziewał. Miro Radović zadeklarował chęć opuszczenia Legii na rzecz klubu z drugiej ligi chińskiej. Jakie słowa najlepiej oddają reakcję stołecznych kibiców? Szok i niedowierzanie. W końcu nie tak dawno Serb zapowiadał, że chce zakończyć karierę z „L‑ką” na piersi. Czy teraz fani mają prawo czuć się oszukani? Rzecz jasna najgłośniej krzyczą ci, którzy na przestrzeni ostatnich lat najchętniej wznosili pomniki na cześć Radovicia.

Odchodzi legenda? Nie, odchodzi jedynie dobry piłkarz

W całej tej sytuacji najmniej dziwię się samemu piłkarzowi, który przyjął sześciokrotną podwyżkę na krótko przed zawodową emeryturą. Wydaje się, że każdy odpowiedzialny ojciec trójki dzieci zachowałby się tak samo. Zdecydowanie słabiej idzie mi zrozumienie głosów oburzonych kibiców, którzy najpierw zrobili z Serba legenda, a dziś załamują ręce.

Jakie są główne argumenty największych piewców historycznej roli Serba w Legii? Osiem i pół roku w klubie, 328 występów – co daje siódme miejsce w klasyfikacji wszech czasów – oraz 15 bramek w europejskich pucharach, co przełożyło się na trzecie miejsce wśród najlepszych strzelców. Oczywiście Rado zapisał piękną kartę w historii Legii, jednak legenda to w jego kontekście zdecydowanie zbyt duże słowo.

Przede wszystkim Miro jest siódmy pod względem liczby występów, bo w obecnie gra się zdecydowanie więcej meczów. Serb przez 8,5 roku prześcignął na przykład Bernarda Blauta, który spędził w Warszawie pełne 11 lat. A to dlatego, że w latach 60. liga trwała 26. kolejek, a w czasach Radovicia było ich 30 lub 37. To samo w europejskich pucharach – w sezonie 1969/70, kiedy to Blaut dotarł z Legią do półfinału Pucharu Mistrzów, drużyna zagrała osiem spotkań w całych rozgrywkach. A w przykładowym 2013 roku Legia kompromitowała się w Europie przez długie dwanaście meczów.

Trochę to przypomina sytuację, w której pod względem liczby występów w reprezentacji Bartosz Rymaniak i Piotr Madejski przewyższają Zbigniewa Mandziejewicza czy Mirosława Waligórę.

Reklama

Bramki w europejskich pucharach? Radović zawdzięcza swój dorobek głównie niskiej pozycji Polski w krajowym rankingu UEFA, przez co nasze kluby zaczynają grać od najwcześniejszych rund. Aż dziesięć z piętnastu trafień Serba padło w różnego rodzaju fazach eliminacyjnych. A jeśli wziąć pod uwagę wyłącznie właściwe rundy europejskich pucharów, okaże się, że Radoviciowi udało się pokonać jedynie bramkarzy Hapoelu Tel Awiw, Rapidu Bukareszt i Lokeren. Nazwy raczej nie powalają na kolana.

Zostaje 8,5 roku w Legii, które jednak nie do końca były efektem lojalności i wiernego charakteru Serba. Do wizerunku legendy klubu nie pasuje mi fakt, że Radović dwa razy był na wylocie z Legii. W 2010 roku z jego formą sportową było tak źle, że głośno mówiło się o jego możliwym transferze do Korony Kielce, a trzy lata później o mało nie wyleciał z klubu przez nocny wypad do Enklawy. A kiedy z formą Radovicia było lepiej, on sam głośno wyrażał chęć odejścia. Przypomnijmy niektóre wypowiedzi z poprzednich lat.

2008, Dziennik „Polska”:
Gram w Legii już dwa lata i nie wykluczam, że odejdę. To nie zależy jednak tylko ode mnie. Zgodę musi wyrazić dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak.

2009, Dziennik Gazeta Prawna:
Grecja? Dlaczego nie. To silna i ciekawa liga. W sobotę wieczorem rozmawiałem z moim menedżerem i wiem, że Bajević chce sprowadzić mnie do Aten. Z drugiej strony chciałbym zostać w Legii do czerwca i zmienić klub dopiero po zakończeniu sezonu. Niewykluczone, że wtedy mógłbym skorzystać z prawa Webstera.

2011, Magazyn Futbol:
Marzę o lidze hiszpańskiej, ale myślę że niemiecka też by mi odpowiadała. Zobaczymy co przyniesie los.

2012, sport.pl:
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dziś żałuję swojej decyzji ze stycznia. Wtedy odrzuciłem ofertę drugoligowego AS Monaco. Kluby się dogadały, gdybym powiedział „tak”, dziś byłbym we Francji.

Reklama

Oczywiście nie ma w tym niczego złego, bo każdy ambitny zawodnik po pewnym czasie wyraża chęć wyjazdu z Polski. Warto jednak pamiętać, że tak długa przygoda Radovicia z Legią nie była efektem wielkiego przywiązania do klubowych barw, a bardziej zbiegiem niesprzyjających okoliczności. Czasem to Serbowi nie udawało się odejść z klubu, a czasem klubowi nie udawało się wykopać Serba.

Nie posądzałbym też Radovicia o celowe wprowadzenie kibiców w błąd. On naprawdę chciał zostać w Legii, bo nie spodziewał się, że może mu się jeszcze przytrafić coś lepszego. To tak, jakby mieć pretensje do kogoś, kto powiedział, że chciałby dostać Forda Focusa, a potem zgodził się przygarnąć nowiutkie Ferrari. Jedno nie wyklucza drugiego. Niektórych rzeczy po prostu pragnie się bardziej.

Rzecz jasna Legia ponosi ogromną stratę, bo odchodzi świetny piłkarz, który był w klubie od dawna. „Wojskowi” tracą swojego snajpera, ale nie muszą burzyć pomników i prostować legend, bo te stworzyli nieco nadgorliwi kibice. Warto pamiętać, że Radović zdobył z Legią tyle samo tytułów mistrzowskich, co Wladimer Dwaliszwili, a jego największym sukcesem w pucharach wciąż jest poprowadzenie drużyny do 1/16 Ligi Europy. Jeśli weźmiemy pod uwagę same osiągnięcia, jest to dużo mniej bolesne rozstanie, niż to, jakie przeżywali kibice Wisły Kraków z Maciejem Żurawskim czy Tomaszem Frankowskim.

A kibice Legii, zamiast załamywać rąk, mogą poszukać nowej legendy. Pod względem liczby występów jeszcze w tym sezonie Bernarda Blauta może wyprzedzić Jakub Rzeźniczak.

MICHAŁ SADOMSKI


Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...