Reklama

Wojny się nie boję. A Dynamo może konkurować z Anglikami i Niemcami

redakcja

Autor:redakcja

28 sierpnia 2014, 09:43 • 18 min czytania 0 komentarzy

– Uważam, że Dynamo z takim składem, jaki posiada, spokojnie może może konkurować z wieloma klubami Bundesligi czy Premier League. Nie ma jednak już co rozpamiętywać. Teraz jestem na Ukrainie i możliwe, że w przyszłości będzie to dla mnie trampolina do Anglii czy Niemiec (…) Po przylocie do Kijowa uspokoiłem się. W mieście toczy się normalne życie, bo przecież konflikt zbrojny jest przy wschodniej granicy kraju. Może tylko flag jest więcej. Ukraińcy chcą podkreślić swój patriotyzm – mówi dziś Łukasz Teodorczyk w rozmowie z Przeglądem Sportowym oraz Faktem. Zapraszamy na nasz czwartkowy przegląd najciekawszych piłkarskich artykułów, zdominowany zapowiedziami meczów Ligi Europy.

Wojny się nie boję. A Dynamo może konkurować z Anglikami i Niemcami

FAKT

Na łamach Faktu tematów piłkarskich dziś nieco mniej niż zwykle, ale nie na tyle mało, by od nich nie zacząć. Najpierw rozmowa z Kubą Błaszczykowskim. „Będę gotowy na Niemców”.

Kiedy wraca pana na boisko?
– Już wróciłem! Na mecz towarzyski we Wrocławiu, ze Śląskiem. Poważnie mówiąc mój króciutki występ był czysto kurtuazyjny, za względu na polskich kibiców. Ale jeszcze moment i już będę gotowy na sto procent. Chcę wrócić w chwili, kiedy naprawdę będę dobrze się czuł. Ciężko nad tym pracuję z ludźmi z Borussii. Nie chcę spekulować czy ten moment, gdy ogłoszę „jestem gotów!” nastąpi za tydzień, dwa lub trzy. Ale już dziś pochwalę się, że robię wszystko na treningach z drużyną, a kolano nie „odzywa się”, nie puchnie, nie boli. To pocieszające, bo trenuję przy dużych obciążeniach. Jeszcze co do terminu – nie chcę na sobie wywierać ciśnienia, że już, że muszę. Spokojnie. Zbyt wiele jest przykładów na to, że przedwczesne powroty źle się kończyły. Zresztą lekarze mnie przestrzegali, że pośpiech w przypadku urazu moich więzadeł jest absolutnie niewskazany. Naprawdę, zaraz wracam, ale jest jeszcze kwestia jak będę prezentować się w trakcie treningów, to w końcu one przesądzają czy jest się gotowym do gry w pierwszej jedenastce czy nie. Nie ma siły, by pół roku przerwy nie odbiło się na formie.

Reklama

Adam Nawałka interesuje się pańskim zdrowiem?
– Cały czas jestem z nim w kontakcie, z jego asystentami również. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że lepiej będzie, jeśli nie wystąpię w pierwszym meczu eliminacji Euro 2016 przeciwko Gibraltarowi. Mam być gotowy na następne spotkania, nie ma potrzeby podejmowania niepotrzebnego ryzyka. Wydaje mi się, że to rozsądna decyzja.

Pańscy koledzy dadzą radę Gibraltarowi bez kapitana?
– Oczywiście wierzę, że koledzy dadzą sobie radę, a w zasadzie damy radę, bo mimo że nie zagram to jestem z nimi. Wydaje mi się jednak, że nasz potencjTrzeba spokojnie z nimi poradzić. Faworyt jest jeden. No bo co tu roztrząsać? Jeśli marzy nam się awans trzeba rozpocząć eliminacje zwycięstwem i tyle.

Ble, ble, ble – jak wszystkie rozmówki z naszymi z Dortmundu. Na tej samej stronie zwięzła informacja, że Nawałka na jedynkę w reprezentacji wybrał Szczęsnego – co dość naturalne biorąc pod uwagę, że Boruc w ogóle nie gra w Southampton. Legia tymczasem chce zemsty na Celticu.

Czy piłkarze Legii dostaną prezent od losu? Po odpadnięciu Celticu Glasgow z eliminacji Ligi Mistrzów w stołecznym klubie wszyscy są żądni odwetu na mistrzach Szkocji. Najpierw drużyna Henninga Berga (45 l.) musi jednak zaklepać sobie awans do fazy grupowej Ligi Europy. Przed dzisiejszym meczem z kazachskim Aktobe (godz. 21, TVP 1) legioniści są dyplomatami. ale nieoficjalnie wszyscy rozmawiają już o potencjalnych rywalach w piątkowym losowaniu. Stołeczni zawodnicy czują się bardzo pewni siebie. Tydzień temu zespół z Łazienkowskiej wygrał 1:0. Zaliczka jest skromna, ale bardzo cenna. Mistrzowie Polski walczyli z Aktobe w 40-stopniowym upale, na fatalnie przygotowanym boisku. Wiele europejskich drużyn miało problemy w Kazchastanie, dlatego skromne zwycięstwo uznano w Legii za sukces.

Ruch ma natomiast przed sobą mecz 25-lecia. Tekst na ten temat w dzisiejszym Fakcie liczy dosłownie z dziesięć zdań. Może mniej. Ma rację Łukasz Surma, że sukcesy Ruchu przechodzą niezauważone.

Reklama

Ale idziemy dalej: Teodorczyk przekonuje, że nie obawia się wojny.

Sam zawodnik w rozmowie z Faktem przyznaje, że pierwszy telefon, jaki wykonał po podpisaniu umowy był do mamy. – Musiałem z nią porozmawiać, bo wszyscy w rodzinie bardzo martwili się, kiedy wyjeżdżałem do Kijowa. Wiadomo, przekazy medialne w Polsce robią swoje – mówi. Przy tym potwierdza, że kiedy dostał ofertę, to na początku wahał się. A wszystko oczywiście przez sytuację polityczną na Ukrainie. – Po przylocie do Kijowa uspokoiłem się. W mieście toczy się normalne życie, bo przecież konflikt zbrojny jest przy wschodniej granicy kraju. Może tylko flag jest więcej. Ukraińcy chcą podkreślić swój patriotyzm – opowiada. Na pytanie, czy nie boi się wybuchu wojny, odpowiada: – Nie. Nie boję się. Przekonuje mnie zachowanie zwykłych ludzi. Może są trochę niepewni przyszłości, ale jak się z nimi rozmawia, to są przekonani, że wkrótce sytuacja się uspokoi. Piłkarsko trzeci na liście najlepszych strzelców ekstraklasy w poprzednim sezonie zawodnik nie miał żadnych wątpliwości. – To jest wielki klub, w którym wszystko jest na takim poziomie, że… nic bym nie zmieniał – śmieje się. – A liga? Według mnie mocniejsza niż polska – dodaje Teodorczyk, który zagra w koszulce z numerem 91. To jego rok urodzenia. – Kiedyś mówiłem, że chciałbym pójść śladem moich wielkich poprzedników w Lechu, czyli Lewandowskiego i Rudnevsa. Oni wybrali Zachód, a ja Wschód. Trafiłem jednak do klubu, którego pod względem organizacji można traktować jako zachodni – podsumowuje.

Dalej już tylko ramki, a w nich:

– Arsenal zagra w Lidze Mistrzów
– Kiereś przedłużył umowę z Bełchatowem
– Sadajew ma odejść z Lechii.

RZECZPOSPOLITA

Właściciel ucieka – tekst m.in. o bossie Metalista Charków dziś na łamach Rzepy. Pisaliśmy o tym przed tygodniem, ale spójrzmy jak dziś zapowiadane są mecze rewanżowe w LE.

O Kurczence zrobiło się głośno, gdy w zeszłym roku kupił Metalist od Ołeksandra Jarosławskiego za 300 milionów dolarów. Za ponad 80 milionów odkupił także od władz Charkowa wybudowany na Euro 2012, mogący pomieścić 40 tysięcy ludzi, nowoczesny stadion Metalista. Dziś przeciwko Kurczence i jego współpracownikom toczy się 11 postępowań. Oskarżany jest m.in. o odkupywanie od państwa po zaniżonej cenie płynnego gazu na potrzeby ludności, który następnie sprzedawał jako autogaz na kontrolowanych przez siebie stacjach benzynowych. Kurczenko i jego spółki podejrzewane są także o fikcyjny eksport benzyny z Ukrainy do krajów Ameryki Środkowej (m.in. Belize). Paliwo w rzeczywistości nigdy nie opuszczało terytorium Ukrainy. Ostatnio Kurczenko ogłosił, że jest „uczciwym ukraińskim biznesmenem” i może to udowodnić, przedstawiając odpowiednie dokumenty. Ucieczka właściciela to był jednak tylko początek problemów Metalista. Latem, po zakończeniu zgrupowania w Austrii, trzech Argentyńczyków odmówiło powrotu z resztą drużyny na Ukrainę. Kapitan Jose Sosa, a także Alejandro Gomez oraz Jonathan Cristaldo powiedzieli, że nie chcą wracać do kraju, w którym nie czują się bezpiecznie, i że w Austrii poczekają, aż sytuacja się unormuje. Jeszcze wcześniej powrotu z Argentyny odmówił ich rodak Sebastian Blanco. Cristaldo znalazł już nowego pracodawcę i przeszedł do brazylijskiego Palmeiras. Metalist nie był jedynym ukraińskim klubem, który stracił zagranicznych piłkarzy z powodu niestabilnej sytuacji politycznej. Sześciu zawodników Szachtara Donieck odmówiło powrotu na Ukrainę po letnim sparingu z Olympique Lyon. Fred, reprezentant Brazylii, uczestnik mistrzostw świata 2014, zdecydował się wrócić, dopiero gdy władze Szachtara ogłosiły, że bazą klubu stanie się Lwów.

W ten weekend we Włoszech rusza liga, która staje się coraz mniej włoska. Przystanią dla emerytów nazywa ją korespondent z Rzymu – Piotr Kowalczuk.

Gdy kończy się sezon i do gry przystępują prezesi, włoska prasa codziennie poświęca handlowi piłkarzami po kilka stron. W telewizjach nad doniesieniami z rynku transferowego godzinami pochyla się panel ekspertów. Włoski fan wie, kto z kim, kiedy i gdzie zjadł kolację i co z tego wynika. W Italii to doniesienia ważniejsze niż medale na lekkoatletycznych czy pływackich mistrzostwach Europy. W tym roku jednak trofea prezesów są wyjątkowo marne. W kraju recesji, rosnącego bezrobocia, najwyższej presji fiskalnej na świecie i ogromnego długu publicznego przedsiębiorstwa futbolowe cierpią jak wszystkie inne. Silvio Berlusconi, właściciel AC Milan, rozkłada bezradnie ręce: „W futbolu nastał czas naftowych szejków i oligarchów. Nie możemy się z nimi mierzyć”. Faktycznie, jeśli chodzi o znanych piłkarzy, Milan kupił Brazylijczyka Alexa (31 lat, PSG) i bramkarza Diego Lopeza (33, Real Madryt). Juventus – Patrice’a Evrę (33, Manchester United), Inter – Nemanję Vidicia (33, Manchester United), a AS Roma Ashleya Cole’a (34, Chelsea). Fachowcy ubolewają, że powoli Serie A, jak amerykańska MLS, staje się miejscem parkowania piłkarzy w wieku przedemerytalnym. Z pewnością tuż przed zamknięciem okna transferowego (o północy 31 sierpnia) dojdzie do podpisania jakiegoś głośnego kontraktu. To jednak nie zmienia faktu, że włoscy prezesi znów kupowali towar drugiego sortu za małe pieniądze, a nierzadko w barterze. Środowa „Gazzetta dello Sport” na pierwszej stronie z zazdrością informuje: „Manchester United już wydał 150 mln euro, a to jeszcze nie koniec”. Takich pieniędzy w Serie A nie ma żaden klub. Jedyny, który poważniej zainwestował, to będąca w amerykańskich rękach AS Roma – blisko 40 mln euro. Tylko cztery kluby zmieniły trenerów (Juventus – Massimiliano Allegri, Milan – Pippo Inzaghi, Lazio – Stefano Pioli, Udinese – Andrea Stramaccioni).

GAZETA WYBORCZA

W GW dziś pięć stron o siatkarzach. Legii i Ruchowi zostawiono tylko skrawek miejsca na krótkie zapowiedzi dzisiejszych spotkań pucharowych. O co walczy Legia – Przemysław Zych.

Faza grupowa LE to dla Legii również kolejna szansa pokazania, że zasługiwała na grę wChampions League. Piłkarzy nakręca myśl, że znów mogą trafić na Celtic, który po podarowanym awansie nie wszedł do LM – obrońca Legii Jakub Rzeźniczak we wtorek skakał po kanapie, gdy dowiedział się, że Maribor strzelił gola, który zepchnął Szkotów do LE. Legioniści wiedzą też, że w tych rozgrywkach grają o łatwiejszą drogę do LM za rok. – Musimy zbierać punkty do rankingu UEFA – często podkreśla lider drużyny Miroslav Radović. Jeśli w kolejnym sezonie Legia ma trafić w III, przedostatniej rundzie na niżej notowanego rywala, musi rozpocząć pościg za „mistrzami drugiej kategorii” – w eliminacjach Polacy mierzą się z triumfatorami lig z miejsc 14-54 w rankingu UEFA. W tym roku udało się uporać z rozstawionym w losowaniu Celtikiem, ale ekip z tego koszyka lepiej unikać. Dlatego jeśli Legia jako pierwszy polski klub po raz drugi z rzędu awansuje do grupy LE, nie może w niej tylko statystować – rok temu zwyciężyła ledwie w jednym z sześciu meczów – musi też wygrywać. Trzy zwycięstwa w grupie mogą pozwolić jej minąć w rankingu choćby słoweński Maribor czy bułgarski Łudogorec.

Mecz dekady Ruchu.

Do Kijowa przyjechało około 150 fanów niebieskich. Na stadion na pewno wybiorą się też Polacy mieszkający w stolicy Ukrainy. W drodze na stadion ekipa Ruchu spotkała Polaka z Częstochowy, który przyjechał na Ukrainę za pracą. Młody mężczyzna specjalizuje się w pracach na wysokości i jest zatrudniony na terenie elektrowni w Czarnobylu. – To wciąż zamknięty obiekt. By się tam dostać, potrzeba wojskowej przepustki. Jest bezpiecznie, a przy tym dobrze płacą – opowiadał i zapewnił, że będzie trzymał kciuki za Ruch. Bezpiecznie jest też w Kijowie, chociaż Ruch początkowo wzbraniał się przed wyjazdem na Ukrainę. – Wszystko jest w najlepszym porządku. Zarówno na lotnisku, jak i w drodze do hotelu czuliśmy się dobrze i bezpiecznie – zapewnia Jan Kocian, trener Ruchu. Słowacki trener nie ma wątpliwości, że przed jego zespołem mecz dekady. – Słyszałem, że nawet dwudziestolecia. To prawda. Ostatnio Ruch nigdy nie dotarł równie daleko. Gramy jednak tak często, że nie ma czasu na myślenie o tym, co dalej. Staramy się koncentrować na najbliższym spotkaniu – mówi Malinowski. Siłą Ruchu jest zespół. A jak określić Metalista? – Widać, że dobrze czują się w ataku pozycyjnym, ale mają także indywidualności. Na pewno musimy uważać na brazylijskiego napastnika Jaje. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił ofensywny pomocnik Xavier Clayton – mówi Malinowski.

SPORT

Ostatni krok – dzisiejsza okładka Sportu.

Jan Kocian zapowiada, że w Kijowie nie będzie szachów.

– Wszędzie podkreśla się, że jest to najważniejszy mecz w nowożytnej historii Ruchu – mówi szkoleniowiec Niebieskich – jednak podchodzimy do niego bardzo spokojnie. W ogóle nie rozmawialiśmy o premiach za puchary. Liczy się tylko sportowy aspekt. Bardzo chcemy dostać się do fazy grupowej Ligi Europy. Liczę, że podołamy zadaniu. W Kijowie nie grałem z żadnym zespołem, jaki prowadziłem. Nie byłem też w Kijowie nawet jako widz. To bardzo ładny obiekt, chyba jeden z ładniejszych w Europie. Nie może być jednak inaczej, skoro tutaj rozgrywał się finał mistrzostw Europy w 2012 roku, tutaj na EURO Anglia mierzyła się z Włochami. Cieszymy się, że tutaj zagramy. To dla nas duża sprawa. – Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał sam mecz. Nie spodziewałbym się natomiast futbolowych szachów. Te były w pierwszym meczu w Gliwicach. Teraz oba zespoły się już dobrze poznały. Wiemy, jakie są atuty jedenastki z Charkowa. I odwrotnie. Dlatego spodziewam się raczej otwartego meczu i walki na całego.

To może jeszcze parę zdań od Marcina Malinowskiego.

Mecz decydujący o awansie do rozgrywek grupowych Ligi Europy rozegracie na pięknym Stadiionie Olimpijskim w Kijowie. Czy ma to dla Pana znaczenie?

– Stadion jak stadion. Mam nadzieję, że kibice dopiszą i fani zobaczą dobre widowisko. My graliśmy w Gliwicach, oni zagrają też na wyjeździe, bo w Kijowie, ale wszędzie boiska są zielone. A my nie przyjechaliśmy tu na wycieczkę, ale by awansować do dalszej fazy. Nie jesteśmy oczywiście faworytem, ale chcemy sprawić niespodziankę.

Czy atmosfera w zespole jest szczególna? Sam trener Kocian przyznawał, że to najważniejszy mecz Ruchu w ostatnich dekadach.
– Słyszałem nawet, że to mecz dwudziestulecia, bo Ruch w europejskich pucharach nie doszedł jeszcze tak daleko. Różne rzeczy chodzą mi po głowie, ale mamy tak wiele tych spotkań, że czasami nawet człowiek nie ma czasu, by się nad tym zastanawiać. Koncentrujemy się na każdym starciu, ale może w czwartek wieczorem dojdzie do mnie, że to dla nas olbrzymia szansa, by zaistnieć…

Generalnie, dzisiaj w Sporcie maluteńko piłkarskich tematów. Zapowiedź meczu Legii (może lepiej nie będziemy cytować jej z tego źródła), trochę o powrocie Skorży do Lecha. Dalej krótki artykuł o tym, że z Piasta Gliwice zrobiła się niezła wieża Babel. Adam Sarkowicz, prezes, oczywiście zapowiadał dla przeciwwagi, że teraz już nie chciałby przekroczyć granicy i wzmacniać drużynę zawodnikami z Polski, najlepiej młodymi wychowankami. A na koniec kawałek o tym, że w Górniku z nowych nabytków najbardziej cieszą się z Romana Gergela. Mało interesujące, odpuszczamy.

SUPER EXPRESS

Superak żeruje dziś na ostrym języku Janusza Wójcika, który znów zwraca się do Celticu Glasgow per „szmaciarze”. Konkretnie: chciwi szmaciarze z kobzą w tyłku. 

– Celtic to mistrz, ale kręcenia lodów! W dwumeczu z Legią wyszły im dobre, waniliowe, ale z Mariborem maszynka się zacięła – zaznacza Wójcik, który bardzo ucieszył się z wyeliminowania Celticu. – Kiedyś Celtic był jak dumny Szkot, w spódniczce w kratę i kobzą w rękach. A teraz nie ma spódniczki, widać tylko dziurawe majtki. A kobzę im Maribor wsadził w d… Tak, to są chciwi szmaciarze z kobzą w tyłku. Umiejętności piłkarskich już nie mają, pozostał za to talent do załatwiania spraw po cichu – w swoim stylu komentuje „Wójt”. Trener srebrnej drużyny z igrzysk w Barcelonie liczy na to, że Legia najpierw w czwartek wyeliminuje kazachskie Aktobe, a w piątek wylosuje Celtic i zmierzy się z nim w fazie grupowej. – Legioniści nie zachwycili w pierwszym meczu, ale Aktobe przejdą. A na wylosowanie Celticu czekam. Jeśli tak się stanie, niech Szkoci nie liczą na miłe przyjęcie. Legia dwa razy by ich puknęła, a i kibice mieliby trochę radości. Taki klub zawsze byłby w Warszawie witany z honorami. Ale nie w przypadku, gdy funkcjonuje nie w oparciu o umiejętności piłkarskie, ale kuglarstwo – kręci głową Wójcik, który często wspomina Celtic sprzed lat. – To była drużyna! Wielka, z honorem. A teraz opada na dno, nie mając butli tlenowej. Słyszałem, że jest ostatnio taka moda na oblewanie się wodą. Legia też mogłaby oblać Celtic. 

Tabloid zupełnie ignoruje dzisiejszy mecz Ruchu, za to rozmawia krótko z Marko Sulerem, którego Maribor wyeliminował Szkotów. Tytuł: „Pomściłem Legię Warszawa”.

Gratulacje. Jeszcze nigdy tylu Polaków nie wspierało słoweńskiego klubu, co teraz….
– Wiem, że zarówno kibice Legii, jak i piłkarze trzymali za nas kciuki. Po awansie mój Twitter i Facebook dosłownie eksplodowały od życzeń, w dużej mierze z Polski. Gratulowali między innymi Vrdoljak, Radović, Rzeźniczak.

Sprawiedliwości stało się zadość….
– Dokładnie. To, co robisz w życiu, prędzej czy później do ciebie wraca. I dobre, i złe. Legia została potraktowana surowo, nie wnikając w szczegóły. Po prostu surowo. Ale jestem przekonany, że za rok już będzie w Lidze Mistrzów, bo na to zasługuje. Akurat moja przygoda z tym klubem nie była udana, ale cieszę się, że pokonując Celtic, w jakiś sposób spłaciłem dług wobec Legii.

Jak wyglądało wasze świętowanie? Czym oblaliście awans?
– Wszystkim (śmiech). Świętowanie zaczęliśmy w Glasgow, a kontynuowaliśmy w Mariborze. O piątej rano czekało na nas na lotnisku mnóstwo kibiców. W 2010 roku zagrałem na mistrzostwach świata, teraz wystąpię w Lidze Mistrzów. Fajnie, bo będzie co wnukom opowiadać….

Oprócz tego jeszcze kilka zwięzłych informacji w ramkach i Dusan Kuciak przekonujący, że w rewanżu legioniści zaprezentują się tak, że nie będzie mowy o rzutach karnych. Narzeka też, że grając w Kazachstanie przez całe spotkanie był oślepiany laserami ograniczającymi mu widzenie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka dzisiejszego PS:

A na start cytowany już przez nas Błaszczykowski. Zaraz wraca.

A później gramy z Niemcami i tradycyjnie dostaniemy…to znaczy przegramy.
– Mecze z Niemcami dla Polaków zawsze były inne, wyjątkowe. Taki będzie również ten nadchodzący. To nigdy nie były mecze eliminacyjne o punkty czy towarzyskie. To zawsze było coś więcej. Nawet jak było to spotkanie towarzyskie czuło się jego wyjątkowość. Nie będę ściemniać, trafiliśmy na mistrzów świata, a oni w jakiej grupie by nie grali to byliby upatrywani jako kandydat numer jeden do pierwszego miejsca. Ale ja po cichu upatruję naszą szansę… Jeżeli szczęście będzie przy nas i zagramy na naszym najwyższym poziomie to możemy pokusić się o pozytywny wynik. To będzie niesłychanie ciężkie. Na nas raczej nikt nie postawi.

Pan kibicował Niemcom w brazylijskim turnieju.
– Zgadza się. Mieszkam w Niemczech od siedmiu lat, gram z tymi chłopakami, więc dlaczego miałbym im nie kibicować? Zżyłem się z nimi. Jesteśmy na dobre i na złe, dlatego życzyłem im, by w końcu sięgnęli po tytuł, bo udział w poprzednich wielkich imprezach kończyli, często pechowo przeważnie na półfinale. Tym razem, w Brazylii w ładnym stylu weszli na top.

Nie znudziły się jeszcze panu Niemcy? Siedem lat, za chwilę stuknie osiem od pańskiego wyjazdu z Polski.
– Ani trochę. Bardzo dobrze tu się czuję, a powiem w tajemnicy, że z każdym rokiem coraz lepiej! Nie ma na co narzekać. Ja i moja rodzina jesteśmy tu szczęśliwi.

Wspominaliśmy o mianowaniu Szczęsnego jedynką kadry. Zacytujmy:

Selekcjoner ma już w głowie wyjściową jedenastkę na pierwszy mecz eliminacji Euro 2016 z Gibraltarem. Podjął ważne decyzje przed walką o wyjazd na francuskie mistrzostwa Europy. Kapitanem reprezentacji Polski pozostaje Jakub Błaszczykowski. Pierwszym bramkarzem kadry będzie Wojciech Szczęsny. Sebastian Boenisch? Jest daleko od przyszłych powołań. Nawałka od początku swojej pracy z drużyną biało-czerwonych największy komfort miał z obsadą bramki. O miejsce w składzie ostro rywalizowali Artur Boruc i Szczęsny. Podczas dziesięciomiesięcznej kadencji selekcjonera obaj zagrali po dwa i pół meczu. Przed startem eliminacji decyzję selekcjonerowi ułatwiło to, że Boruc usiadł na ławce rezerwowych, bo do Southampton trafił Fraser Forster. Nawałka postawi więc na bramkarza Arsenalu. Zawodnik „Świętych” zapewnił trenera, że nie złożył broni w walce o wyjściową jedenastkę w klubie z południowej Anglii. Jednocześnie jego menedżerowie rozglądają się za ewentualnym nowym pracodawcą. Selekcjoner jest często w kontakcie z wracającym do zdrowia Jakubem Błaszczykowskim. Przy okazji meczu towarzyskiego Śląska z Borussią Dortmund ustalono, że decyzja o ewentualnym powołaniu pomocnika zostanie podjęta kilka dni po spotkaniu we Wrocławiu. Kuba, choć bardzo chciał wziąć udział w zgrupowaniu kadry, nie znalazł się na liście, bo drobne problemy mięśniowe spowodowały opóźnienie w jego ostatecznym powrocie do treningów z pełnym obciążeniem. Selekcjoner nie chciał ryzykować, że podczas tygodnia spędzonego z kadrą pomocnikowi kontuzja może się odnowić. 

Następnie zapowiedzi spotkań Legii i Ruchu, krótka rozmówka z Bartłomiejej Babiarzem, który mówi „nasza wartość nie jest mierzona w euro”. Przekonuje też, że pieniądze z Ligi Europy nie są dla niebieskich nawet na drugim planie, tylko dalej. Choć gdyby chwilę pomyślał to by może wiedział, że nic innego tylko one mogą być dla klubu trampoliną. Ale nie pomyślał tylko wyrecytował.

Topór UEFA wisi nad Legią?

Wszyscy pamiętają, jak przed rokiem, najpierw w eliminacjach Ligi Mistrzów (2:2 ze Steauą), a następnie w fazie grupowej Ligi Europy (0:1 z Apollonem), UEFA zamykała trybunę stadionu przy Łazienkowskiej, a następnie cały obiekt. Powodem było pojawienie się na trybunach flag zawierających zakazane symbole, uznawane za rasistowskie. Regulamin dyscyplinarny (art. 14) europejskiej federacji przewiduje trzystopniowy zestaw kar. Za pierwsze wykroczenie zamykana jest część stadionu, za drugie cały obiekt i wlepiana jest grzywna w wysokości 50 tys. euro. Trzecie to większa liczba meczów przy pustych trybunach, walkower, a nawet wykluczenie z rozgrywek. Kary z pierwszego i drugiego poziomu zostały już wymierzone wobec Legii. W praktyce oznacza to, że każde następne niewłaściwe zachowanie o podłożu rasistowskim, będzie karane z poziomu trzeciego, a konsekwencje mogą być straszliwe. Wszystko dlatego, że według przepisów dyscyplinarnych UEFA (art. 19), za recydywę uważa się każde niewłaściwe zachowanie przez pięć lat od momentu ostatniego wykroczenia. Czyli każde wykroczenie noszące znamiona rasistowskiego lub dyskryminującego to w najlepszym przypadku zamknięcie stadionu, a w skrajnym wykluczenie z rozgrywek – przypomina w dzisiejszym wydaniu Adam Dawidziuk.

Na kolejnych stronach znajdziemy jeszcze parę zdań po wczorajszym awansie Arsenalu do Ligi Mistrzów, zwięzłe powitanie Macieja Skorży w Poznaniu i wywiad z Łukaszem Teodorczykiem po wyjeździe do Dynama Kijów. Damy z niego jeszcze fragment, bo padają mocne słowa:

Ważnym elementem w podjęciu decyzji o wyjeździe było to, że miał pan ostatnio na pieńku z kibicami Lecha? Mieli do pana pretensje o wypowiedzi w jednym z pomeczowych wywiadów.
– Zadarłem z nimi, ale nie chcę już do tego wracać. Każdy zrozumiał tamte słowa, jak chciał zrozumieć. Miałem na myśli coś zupełnie innego niż to, jak zostało to zinterpretowane przez kibiców. To jest ich sprawa, jak się zachowują wobec mnie. A czy miało wpływ? Wszystko tak naprawdę miało – i ta sytuacja polityczna, i sprawa z kibicami, i perspektywy, jakie daje mi Dynamo, i możliwości rozwoju, i marka klubu, do którego trafiam, no i na pewno ważnym aspektem były też pieniądze. Nie będę tego ukrywał.

Wcześniej był pan blisko przejścia dl RB Lipsk z 2. Bundesligi.
– Coś tam jednak ostatecznie nie zagrało. Zresztą uważam, że Dynamo z takim składem, jaki posiada, spokojnie może może konkurować z wieloma klubami Bundesligi czy Premier League. Nie ma jednak już co rozpamiętywać. Teraz jestem na Ukrainie i możliwe, że w przyszłości będzie to dla mnie trampolina do Anglii czy Niemiec. Chcę iść krok po kroku. Może teraz zrobiłem ten duży krok, to był pewnie już skok…

Najnowsze

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...