Reklama

Przeciętni, ale znów niepokonani. Wojsko generała z kompletem oczek

redakcja

Autor:redakcja

26 czerwca 2014, 22:59 • 4 min czytania 0 komentarzy

„Czerwone Diabły” na tegorocznym mundialu do tej pory nas nie oczarowały, ale zrobiły co do nich należało – sześć punktów w dwóch pierwszych meczach dało im awans już przed ostatnią serią spotkań grupowych. Na mecz z Koreą Południową selekcjoner Marc Wilmots dokonał kilku zmian w składzie, a szansę zaprezentowania swoich umiejętności od pierwszej minuty dostali m. in. utalentowany Adnan Januzaj i wiatronogi Kevin Mirallas. Belgia zaprezentowała się zgodnie z oczekiwaniami – było tak sobie, ale cel został osiągnięty.

Przeciętni, ale znów niepokonani. Wojsko generała z kompletem oczek

Przed meczem sytuacją wyglądała następująco, mieliśmy kilka możliwych wariantów:

A) Korea Południowa wygrywa 2:0 i wyżej z Belgią, Rosja ogrywa Algierię w rozmiarze o jednego gola mniejszym, niż Korea i w 1/8 mamy przedstawiciela Azji
B) Rosja wygrywa z Algierią, Korea Płd. wygrywa 1:0, remisuje, albo przegrywa – mamy przedstawiciela… Europy i Azji w jednym
C) Algieria wygrywa i nie patrzy na inne wyniki – mamy przedstawiciela Afryki

Smaczku całej sytuacji dodawał fakt, że Algieria mogła wygrać całą grupę – wystarczyło rozstrzygnąć na swoją korzyść własny mecz i liczyć na porażkę „Czerwonych Diabłów”. Bez znaczenia był rozmiar – dwa gole wystarczyły, by to podopieczni Wilmotsa wpadli na Niemców. Nie wpadną. Belgowie, którzy na mundial polecieli zjednoczeni pod hasłem „100% Red Devils” nie bez problemów rozprawili się z Koreańczykami, zgarniając w sumie komplet punktów w trzech meczach. Nie zapominajmy – tylko cztery ekipy były przed turniejem typowane wyżej, jeśli chodzi o szansę wygrania całego mundialu.

Dzisiaj Belgowie wygrali 1:0, a gola na wagę trzech oczek zdobył Jan Vertonghen, dobijając strzał Divocka Origiego. Wszyscy narzekają, że „Czerwone Diabły” nie grają porywająco, ale fakty to fakty – Belgowie po prostu nie przegrywają. Sam Wilmots zdaje się mieć bardzo pragmatyczne podejście do całej sprawy: „Wolę wyniki niż piękną grę”. I coś w tym jest, można psioczyć na styl, ale któż nie chciałby mieć dziewięciu oczek po fazie grupowej?

Reklama

Pierwsza połowa toczyła się w żwawym tempie, ale sytuacji bramkowych nie doświadczyliśmy zbyt wiele. Po stronie Belgów gola powinien był zdobyć Dries Mertens, ale zamiast zerwać pajęczynę w koreańskiej bramce, ubił jakiegoś kibica w jednym z górnych rzędów. Koreańczycy także próbowali, a najgroźniej uderzał zza pola karnego „Koreański Steven Gerrard”, czyli Ki Sung-Yueng. Następstwem groźnego strzału był korner, po którym nieco zakotłowało się pod bramką Courtois.

Najbardziej zapamiętamy jednak bezmyślną czerwoną kartkę, jaką otrzymał „Pitbull z Porto”, czyli Steven Defour. Sytuacja była zupełnie niegroźna i nie możemy sklasyfikować jej inaczej, niż następny odcinek z cyklu „festiwal głupoty i szaleństwa”. Był Pepe, był Suarez, teraz jest Defour. Witamy w Tworkach.

Ci z kibiców, którzy spóźnili się na mecz i nie widzieli prezentacji składów, mogli zastanawiać się dlaczego Belgowie grają w dziesiątkę. Balon z napisem Adnan Januzaj przed mistrzostwami napompowany został do granic możliwości, ale piłkarz Manchesteru United właściwie nic nie pokazał w pierwszej połowie, był kompletnie niewidoczny. Więcej próbował już zdziałać po stronie koreańskiej skrzydłowy Bayeru, Son Heung-Min. Druga połowa podobna – Koreańczycy ruszyli do ataku, znów strzelał Ki, czarował Son. Centrostrzał pomocnika Bayeru wylądował nawet na poprzeczce, ale Koreańczycy ostatecznie gola nie zdobyli.

Piłkarze z Azji nie zagrali źle przeciwko Belgii, ale na nic się to zdało. W sumie zdobyli na całym mundialu ledwie jeden punkt i jadą do domu. Mogą się jedynie cieszyć, że nie pochodzą z północy, gdyż powitanie w kraju mogłoby być… nieprzyjemne. Co do Belgów to są oni dla nas wciąż enigmą – grają brzydko, ale wygrywają. Dodatkowo rywale w grupie nie byli zbyt wymagający (delikatnie rzecz ujmując), na silniejszego przeciwnika może to nie starczyć (ale niewykluczone, że stanie się kompletnie odwrotnie).

Ćwierćfinał? Cel minimum, ale na ten moment, patrząc na trzy grupowe mecze, równie prawdopodobne jest powstrzymanie Argentyny w ćwierćfinale, jak i wpadka z USA w 1/8. Fellaini i spółka bez porywania publiki wygrali trzy mecze i mają powód do zadowolenia. Styl? Nieważny, dopóki się wygrywa. Być może wojsko Wilmotsa stworzy własne futbolowe powiedzenie – gramy brzydko jak nigdy, wygrywamy jak zawsze. Niezłe, na formującą się potęgę. Bo dziewięć punktów, nawet w najłatwiejszej grupie, chyba upoważnia ich do takiego miana.

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
1
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

0 komentarzy

Loading...