Reklama

Ameryka w natarciu. Klimat? Strefy czasowe? To nie ma nic do rzeczy

redakcja

Autor:redakcja

24 czerwca 2014, 13:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jak dotąd największymi wygranymi mistrzostw w Brazylii są ekipy z obydwu Ameryk. Do 1/8 finału awansowały już Brazylia, Chile, Kolumbia, Argentyna, Meksyk i Kostaryka, a przed ostatnimi meczami w grupie w grze pozostają USA, Urugwaj i Ekwador. Awans zależy tylko od nich samych. Jedynym przedstawicielem stref CONMEBOL i CONCACAF, który odpadł już z rywalizacji, jest Honduras.

Ameryka w natarciu. Klimat? Strefy czasowe? To nie ma nic do rzeczy

Statystyka mówi wszystko – po dwunastu dniach mundialu ponad połowa amerykańskich drużyn jest w następnej rundzie, a tylko jedna z dziesięciu nie walczy już o nic. Dla porównania weźmy najliczniej reprezentowaną Europę – na trzynaście zespołów tylko trzy mogą być dziś pewne gry w 1/8 finału, a z turniejem pożegnały się już cztery ekipy, wśród których nie uwzględniamy praktycznie pogodzonej z losem reprezentacji Portugalii.

Stan na dziś: awans – CONMEBOL i CONCACAF 60 procent drużyn, UEFA 23 procent.
Pożegnanie z turniejem – CONMEBOL i CONCACAF 10 procent drużyn, UEFA 30 procent.

Skąd taka wielka dysproporcja? Najczęściej powtarzane wyjaśnienia mają związek z miejscem rozgrywania turnieju – z klimatem i strefą czasową. Trochę to dziwne, bo większość piłkarzy grających na mundialu – niezależnie od reprezentowanego kraju – na co dzień i tak występuje w Europie, więc przed turniejem musiała stawić czoła podobnym problemom aklimatyzacyjnym. Powiecie, że znaczenie ma miejsce urodzenia i przyzwyczajenie organizmu do danych warunków atmosferycznych. Czy jednak tłumaczy to – przykład pierwszy z brzegu – świetną postawę Messiego na Maracanie? W najbliższy weekend w rodzinnym mieście Argentyńczyka, Rosario temperatura spadnie w nocy do trzech stopni, a przy gruncie pojawią się przymrozki. W tym samym czasie w Rio de Janeiro minimalna temperatura wyniesie 21 stopni.

W ogóle śmieszne są argumenty związane z klimatem, kiedy rozpatruje się tak wielki kraj, jak Brazylia lub kiedy robi się przewagę z faktu, że ktoś urodził się na tym samym kontynencie. Na tej zasadzie można napisać, że Dossa Junior kopiący w lutym na polskich boiskach również jest w uprzywilejowanym położeniu – w końcu pochodzi z leżącej w Europie Lizbony.

Reklama

Podobnie sprawy mają się z brazylijskimi strefami czasowymi, na które piłkarze niedawno musieli się przestawić. Wczoraj Meksyk w świetnym stylu pokonał Chorwację na Cidade da Copa w Recife. Taki Héctor Herrera, na co dzień występujący w Europie, urodził się w Tijuanie, położonej aż sześć stref czasowych na zachód od miasta, w którym odbył się ostatni mecz grupy A. Czy w związku z tym Meksykanin miał jakąkolwiek przewagę nad reprezentantami Chorwacji?

Ciężko wskazać jakieś powody zaistniałej sytuacji, żeby nie otrzeć się o banał. Kiedy widzi się serce, z jakim grają niektóre ekipy, kiedy patrzy się na wielkie zaangażowanie i waleczność, to trudno oprzeć się wrażeniu, że niektóre reprezentacje po prostu chcą bardziej. Świetnie oglądało się trenera Meksykanów, Miguela Herrerę, który po każdej bramce strzelonej Chorwacji szalał z radości. Facet reagował w taki sposób, jakby od wydarzeń na boisku zależała reszta jego życia. Niepodyktowany karny? Niespotykana wręcz wściekłość i agresja. Drugi gol dla Meksyku? Szaleństwo i turlanie się po ziemi. Jeśli chodzi o pasję i zaangażowanie – Herrera wyglądał jak jego drużyna, a jego drużyna wyglądała jak on.

Wydaje się też, że poszczególni piłkarze amerykańskich drużyn grają na mundialu zdecydowanie lepiej, niż na co dzień w klubach. Dobrym przykładem jest tu tercet przegranej w tym sezonie Barcelony – Alexis Sanchez, Neymar i Messi. Kibice, którzy piłkę nożną oglądają tylko przy okazji mistrzostw świata, z pewnością nie mogą zrozumieć, jakim sposobem drużyna mająca w ataku tych trzech gości skończyła sezon bez żadnego trofeum. Przecież ci piłkarze to ścisła czołówka najlepszych graczy mundialu i liderzy swoich drużyn, które zgodnie awansowały do 1/8 finału.

Największą metamorfozę mimo wszystko przeszedł Neymar. Co prawda Brazylijczyk nie robi nic innego, niż w rozgrywanym przed rokiem Pucharze Konfederacji, ale zaskoczeniem jest tu dysproporcja pomiędzy graniem w klubie i w reprezentacji. W Barcelonie Neymar po prostu zawiódł, grał nierówno, bywał bardzo nieskuteczny lub zupełnie niewidoczny. Przede wszystkim nie umiał zrobić tego, co w Brazylii przychodzi mu z wielką łatwością – wziąć ciężaru gry na własne barki. Pierwszy sezon w Europie Neymara był fatalnym prognostykiem dla gospodarzy mundialu. Wydawało się, że z takim liderem Brazylia nie będzie w stanie niczego osiągnąć. Fakty okazały się jednak inne – to bez Neymara „Canarinhos” nie wyglądają na drużynę, która mogłaby cokolwiek osiągnąć.

Podobnie sprawy mają się z Alexisem Sanchezem. Wiadomo, w reprezentacji Chile ma znacznie więcej swobody na boisku i dużo więcej od niego zależy. Na mistrzostwach w Brazylii to zupełnie inny zawodnik, wręcz nie do poznania. Kiedy grając w Barcelonie przejmował piłkę na prawym skrzydle, to najczęściej ją tracił lub zwalniał akcję. Na mundialu, w analogicznej sytuacji Alexis zazwyczaj wchodzi w drybling i mija rywala z piłką. W tej samej boiskowej sytuacji w klubie zachowuje się źle, a w reprezentacji dobrze. Wiele wskazuje, że jego problem leży w psychice – wyraźnie widać, w którym środowisku jest idolem, a w którym ociera się o bycie pośmiewiskiem.

Reklama

O Messim rzecz jasna nie można powiedzieć, że kiepsko radził sobie w klubie. Po prostu Argentyńczyk wcześniej zawodził na wielkich turniejach, przez co polscy dziennikarze mogli do znudzenia powtarzać, że lepszy bilans bramkowy na mundialu miał nawet Bartosz Bosacki. Messi w Brazylii zaczął grać na miarę oczekiwań i ciągnie swoją drużynę za uszy. Stał się liderem, jakiego na poprzednich turniejach Argentynie brakowało, co raczej nie wróży najlepiej kolejnym rywalom „Albicelestes”.

Trend z ostatnich lat jest dla drużyn zza Oceanu Atlantyckiego bardzo korzystny. W 2006 roku do 1/8 finału awansowały zaledwie cztery zespoły, cztery lata później w RPA sześć, a w tym roku realną szansę na awans ma aż dziewięć ekip. Wielkie zaangażowanie, serce do gry i liderzy w gazie – to właśnie te czynniki mogą sprawić, że po raz pierwszy od 12 lat drużyna spoza Europy stanie na podium piłkarskich mistrzostw świata.

Michał SADOMSKI

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
14
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
10
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Komentarze

0 komentarzy

Loading...