Reklama

Giannis Papadopoulos. Pierwszy, który nie udaje Greka

redakcja

Autor:redakcja

21 maja 2014, 16:24 • 8 min czytania 0 komentarzy

Gdy pojawił się w Cracovii, Janusz Filipiak wyraźnie rozbawiony – mieszając fakty z własnym „widzi mi się” – stwierdził, że to ważne: zebrać doświadczenie, jak się gra w 78. lidze świata. Miał wrażenie, że udało mu się ściągnąć do Krakowa kogoś z innej bajki. Przyzwyczajonego do innej, lepszej piłki. Problem w tym, żeGiannis Papadopoulos do świata tych wielkich niegdyś aspirował… I na aspiracjach się skończyło. W Ekstraklasie świetnie tylko zaczął. Ostatnie jego mecze przysparzają wyłącznie kolejnych znaków zapytania. 

Jeszcze kilka sezonów temu większość ligowców z Polski dałoby wiele, aby móc wyjechać do któregoś z czołowych klubów Grecji. Dziś na odwrót. Papadopoulos, będący pierwszym Grekiem na boiskach Ekstraklasy, to kolejny – chociażby po Portugalczyku Andre Micaelu – symbol tego, jak pod względem finansowym wywróciła się w ostatnich latach piłka w Europie. 


PŁACA TYLKO PAOK I OLYMPIAKOS

– Kiedy zapytasz greckiego piłkarza, on ci zawsze powie, że jego celem jest wyjazd za granicę. Ale ostatnio faktycznie się to zmienia. Już nie tylko Anglia, Niemcy, Włochy wydają się interesujące – przyznaje Papadopoulos. – Wszystko przez to, że w greckiej ekstraklasie zostały tak naprawdę dwa ostatnie kluby, w których warto dziś grać w piłkę. Olympiakos, daleko poza całą konkurencją, i PAOK Saloniki. Nawet Panathinaikos, choć w tym roku zdobył puchar, ma dużo niższy budżet, słabo płaci… Albo nie płaci wcale i gra młodymi zawodnikami. Wszędzie kryzys. 

„Papa” podaje przykład za przykładem. Andraz Struna przed kilkoma miesiącami zamienił Cracovię na PAS Giannina. Podoba mu się w Grecji. Tylko te pieniądze… Bez nich Grecję lubić nie tak łatwo. Sam Papadopoulos zanim trafił do naszej Ekstraklasy grał w Arisie Saloniki. Finansowo tylko stracił. – Był taki czas, że klub płacił bardzo niskie, podstawowe pensje, żadnych premii. A później to już nie płacił wcale. Wypłat nie widziałem przez siedem miesięcy i nie wiem czy i kiedy je odzyskam – narzeka. 

O kryzysie w Grecji mówi bez wielkiej filozofii: „Politycy wpędzili kraj w ten dołek i to oni powinni go z niego wyprowadzić”. Kiedy? W jaki sposób? Tego nie wie. Miał szczęście, że mógł wyjechać za granicę. W Cracovii pensje niskie, ale pewne. Stabilność i bezpieczeństwo ponad wszystko. 

– To, co w Polsce mogę kupić za 10 euro, w Grecji kosztuje 20. Przeciętna pensja to 550 euro, kiedyś była znacznie wyższa. Życie bardzo się zmieniło, widzę po Salonikach, gdzie się urodziłem – mówi dalej. – Kiedyś, gdy wychodziło się do miasta, wszędzie była masa ludzi robiących zakupy i pijących kawę w restauracjach. Teraz po prostu widać, że coraz mniej osób ma pieniądze. To znaczy – ciągle się to robi, bo stylu życia Greka nie tak łatwo zmienić, ale na twarzach nie ma już tej wesołości. 





Z MITROGLOU RAMIĘ W RAMIĘ

Papadopoulos sprawia wrażenie sympatycznego, otwartego, ale raczej prostego chłopaka, skupionego na tym, co jako tako mu wychodzi. Hobby? Standardowe. Lubi bilard, paintball i spotkania z przyjaciółmi. Kiedyś chciał studiować. Za piłkarskie osiągnięcia dostał nawet indeks na uniwersytet, ale… raz przyszedł na zajęcia, wypił kawę i na tym jego studiowanie się skończyło. 

Skąd ten indeks? Jakie osiągnięcia? No, nie byle jakie, bo wicemistrzostwo Europy u-19 w 2007 roku. 

Nowe greckie pokolenie, wychowane na sukcesie Charisteasa, Zagorakisa, Basinasa, Karagounisa – trzy lata później prawie nawiązało do tej mega niespodzianki z Euro 2004. Obroną dyrygował Sokratis Papastatopulos (dziś Borussia Dortmund). W drugiej linii rządził uznawany wówczas jeszcze za jeden z największych talentów w kraju Sotiris Ninis. Gole strzelał nowy nabytek Fulham – Kostas Mitroglou. A wśród nich Papadopoulos, silny punkt środka pola w każdym z decydujących meczów. 

Grecy w grupie odprawili Portugalię i zremisowali bezbramkowo z gospodarzami z Austrii. W fazie pucharowej udało im się ograć Niemców w składzie z Mesutem Ozilem czy Jeromem Boatengiem. I dopiero w starciu decydującym o tytule okazali się gorsi od Hiszpanów, dla których jedynego gola wbił Dani Parejo. – Byliśmy w tym meczu lepsi – przekonuje na przekór Papadopoulos. – Hiszpania mając w składzie takich zawodników jak Asenjo, Azpilicueta, praktycznie nie oddawała strzałów. Moim zdaniem przegraliśmy niezasłużenie, ale to i tak największy sukces, jaki osiągnąłem. Żyła tym wtedy cała Grecja.


CIĄGLE TYLKO „SYN PAPADOPOULOSA”

„Papę”, jak ochrzcili go w Krakowie, niewielu wtedy jeszcze znało. – Dla tych, którzy mnie kojarzyli, byłem tylko „synem Papadopoulosa”. W Grecji to nazwisko jest dosyć pospolite, ale w Iraklisie, w którym zaczynałem, Papadopoulos był tylko jeden. 

Daniil, ojciec Giannisa. Legenda. Zawodnik, który – gdyby ówczesną walutę spróbować przeliczyć na obecną – kosztował Iraklis około 150 euro. Po czym przez 17 lat (!) gry w klubie zaliczył 419 meczów i stał się jego rekordzistą pod względem występów. Do tego jednym z najlepszych strzelców. Początkowo grywał w pożyczonych butach, a gdy podpisał pierwszy „poważny” kontrakt, przez pięć lat miał do zarobienia 30 tysięcy euro. – Nie miał szans wiele odłożyć. Dzisiaj pracuje w biurze w Salonikach, zajmującym się organizacją sportowych imprez w mieście. Ale z tym też jest ostatnio coraz trudniej, bo na wszystko przecież brakuje pieniędzy – opowiada Giannis. – Początkowo był moim najsurowszym recenzentem. Wytykał błędy nawet po dobrych meczach. Ale w jedną decyzję się nie wtrącał… 

Kiedy latem 2008 roku po 19-letniego wówczas wychowanka Iraklisu, wicemistrza Europy do lat 19, zgłosił się sam Olympiakos, wykładając na stół prawie milion euro. Giannis miał w tym czasie na koncie 25 występów w greckiej ekstraklasie. Mógł zabrać w europejskich pucharach. Trener Iraklisu zabrał go nawet na mecz… z Wisłą do Krakowa, ale ostatecznie młodzieżowiec nie zmieścił się do osiemnastki i spotkanie obejrzał z trybun. 





BO VALVERDE NIE SZANOWAŁ MŁODYCH…

W Salonikach jego starszym klubowym kolegą był Mirosław Sznaucner. W Pireusie z kolei Michał Żewłakow. I tu, co ciekawe, opinie na temat transferu „Papy” do Olympiakosu nieco się rozjeżdżają. Sznaucner przyznaje, że był tym faktem wówczas mocno zaskoczony. Giannis rokował nieźle, miał dobrą lewą nogę, był odpowiednio rozwinięty fizycznie, ale to ciągle trochę mało, by poradzić sobie z ogromną konkurencją w Pireusie. „Żewłak” wspomina go z kolei jako jeden z największych talentów greckiej piłki, który dzielnie próbował dojść do głosu, zaliczając kolejne epizody w lidze i Pucharze Grecji. 

Olympiakos był wówczas mistrzem kraju, wydającym na transfery po kilkanaście milionów euro w każdym oknie. Fernando Belluschi, Luciano Galletti, Sebastian Leto czy sprowadzony za dużą sumę z Moskwy Dudu Caerense – to tylko kilka pierwszych nazwisk. 

Papadopoulos przetrwał w Pireusie trzy sezony, rozgrywając w tym czasie dokładnie 31 spotkań. Zdobywając puchar i dwa mistrzostwa Grecji. – Zagrałem w kilku dużych meczach, ale byłem młody, brakowało doświadczenia. Jestem przekonany, że w dzisiejszym w Olympiakosie byłoby mi dużo łatwiej – kwituje bez emocji. 

Zanim odszedł, zdążył jeszcze skrytykować władze klubu, które ściągnęły go za prawie milion euro, po czym przestały w niego inwestować. A także samego Ernesto Valverde, który rzekomo nie miał serca do młodych zawodników. Kiedy na koniec Papadopoulos dodał, że z trenerem Temurem Ketsbaią Olympiakos na pewno obroniłby mistrza, było już wiadomo, że jego czas się kończy. 

Właściwie, wtedy po raz ostatni miał styczność z „dużą” piłką. 


W ARISIE. POTOMEK LEGENDY IRAKLISU

Kiedy to wspomina, zaskakuje, cytując Oscara Wilde a. Jeśli nie podejmiesz ryzyka, nigdy nie będziesz wiedział, co straciłeś. 

Niemniej ostatnie lata jego kariery to splot mocno niekorzystnych zdarzeń. Gdy grecką piłkę na dobre dotknął finansowy kryzys, Giannis wyniósł się do niemieckiego Dynama Drezno. Zaczynał jako podstawowy piłkarz. Skończył jako zawodnik amatorskiej drużyny rezerw. Jak sam twierdzi – przez to, że dwukrotnie odmówił przedłużenia kontraktu z klubem. – Przez półtora roku wszystko było dobrze. Druga liga niemiecka trzyma poziom, organizacja bez zarzutu, co tydzień 30 tysięcy ludzi na trybunach, do tego wypłaty zawsze w porę. Ale gdy zmienił nam się trener, a ja odmówiłem przedłużenia umowy, zaczęły się problemy.

Przez pół roku nie grał w piłkę. Wrócił do Grecji. Był zdesperowany. Do tego stopnia, że przyjął propozycję Arisu Saloniki. On – wychowanek Iraklisu, syn legendy klubu. Trochę tak, jakby syna Lucjana Brychczego ubrać w barwy Polonii…

Papadopoulos junior wyzwanie przyjął, ale szybko go pożałował. – O ile w mieście nie miałem żadnych problemów z kibicami, bo rzadko wychodziłem z domu, o tyle w czasie meczów, kiedy zaczęliśmy przegrywać raz za razem, stałem się jednym z kozłów ofiarnych. Gdy któryś z nas był przy piłce albo popełnił błąd, był wygwizdywany przez cały stadion. Wszyscy ludzie „buczeli”.

Jego bilans w Arisie jest więc dosyć opłakany: 16 meczów, 13. miejsce na koniec sezonu i 7 miesięcy bez pensji.





WOLNY ELEKTRON STAWOWEGO

Taką oto krętą drogą „Papa”, polecony przez mieszkającego w Berlinie menedżera Eugeniusza Kamińskiego, trafił do Cracovii – aby na dokładkę przekonać się, „jak wygląda piłka w 73. lidze świata”. Twierdzi, że nie tak dawno miał zapytanie z Panathinaikosu (w lokalnych mediach tę informację dementował). Ale już na wstępie dość jasno się wyraził – dzisiaj w Grecji stabilne i bezpieczne są tylko PAOK i Olympiakos. 

Wojciech Stawowy od początku z nim eksperymentował. Pomocnika, zwykle grającego na pozycjach numer sześć i osiem, nagle przerobił niemal na napastnika, dając mu dużą swobodę na boisku. Twierdził, że Grek jest piłkarzem na tyle kreatywnym, że nie można go ograniczać. W efekcie Papadopoulos w trzech powitalnych meczach w Ekstraklasie, ustrzelił dwa gole. Dokładnie tyle, ile… w ponad stu poprzednich w Grecji i w drugiej Bundeslidze. 

Później już bywało różnie. 

Jednym razem usiadł na ławce, innym zagrał w środku pola – równie beznadziejnie jak cała Cracovia w meczu z Piastem. A ostatnio znów, już pod trenerem Hajdo, wrócił do ataku i w duecie z Dawidem Nowakiem zaprezentował się słabiutko. 

– Kiedyś byłem uważany za bardzo duży talent. Mam tego świadomość. Ale to wszystko było kiedyś, dziś mam 25 lat, co najmniej pięć za dużo, żeby mnie tak nazywać. Cztery lata temu po raz ostatni zagrałem w reprezentacji. Później jeszcze dwukrotnie miałem telefon z zapytaniem, bez powołania. Obecny selekcjoner już się nie odzywał i wiem, że będzie o to bardzo trudno – puentuje. 

Cała reszta ciągle jest zagadką. Jego realny potencjał nadal do końca niezweryfikowany. Choć nie zanosi się na to, by w tej filipiakowej „73. lidze świata” miał kibiców rzucać na kolana. 

PAWEŁ MUZYKA

Giannis Papadopoulos. Pierwszy, który nie udaje Greka

Najnowsze

Weszło Extra

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...