Wiele można by napisać o obecnym trenerze Sampdorii Genua – Delio Rossim, ale na pewno nie to, że jest spokojnym, ułożonym dżentelmenem. Kimś w stylu Alana Pardewa z Newcastle. Faceta, który w dresie wygląda niepoważnie, prędzej powinien reklamować markowe garnitury. Delio Rossi to bardziej mieszanka Harry’ego Redknappa z Alexem Fergusonem. Albo lepiej – Pawła Janasa z Januszem Wójcikiem.
Nie zdążył upłynąć nawet rok, od kiedy DR sponiewierał na ławce rezerwowych… własnego piłkarza, Adema Ljajicia, za co zresztą został dyscyplinarnie wyrzucony z Fiorentiny, a znów jest o nim głośno.
Wczoraj nie potrzebował nawet przegrać meczu. Wręcz odwrotnie, prowadził 3:1 z AS Romą, a i tak zdążył zmieszać z błotem Nicolasa Burdisso, zamienić parę słów przy linii z Francesco Tottim, a na koniec pozdrowić piłkarzy Romy popularnym gestem…
Co w tej historii jednak najweselsze, po meczu stwierdził, że… niczego takiego nie zrobił. – Z powodu nerwów i napięcia czasem na boisku dzieją się różne rzeczy, ale nie wykonałem żadnego niegrzecznego gestu. Atmosfera między mną a piłkarzami Romy została oczyszczona, nie mam nic więcej do dodania – powiedział, ucinając temat. Tylko zapomniał chyba, że w okolicy czaiło się kilka kamer i paru fotografów.
Piłkarze z Rzymu też, delikatnie mówiąc, byli trochę innego zdania.