Reklama

Tomasz Drankowski: – Na razie ściągnęliśmy siedmiu Japończyków, ale będzie ich więcej…

redakcja

Autor:redakcja

20 września 2012, 12:18 • 5 min czytania 0 komentarzy

– Japończycy mają jedno wielkie parcie, żeby wyjechać do Europy. Kiedyś traktowali ją jako Hiszpanię, Niemcy, Anglię, ale po Euro 2012 obraz Polski zmienił się tam diametralnie. Wcześniej patrzyli na nas jako na głęboką komunę i słabo rozwinięte państwo, a tymczasem zobaczyli piękne stadiony i przeżyli szok. Już nie mają problemu, żeby tu przyjeżdżać – opowiada 23-letni menedżer piłkarski, Tomasz Drankowski, który odpowiada za ściąganie japońskich piłkarzy do Polski. I zapowiada, że będzie ich coraz więcej…
Ciekawy pan wybrał sposób na życie. Ściąganie Japończyków do niższych lig w Polsce.
Na pewno nietypowy, bo nie ma wielu takich jak ja, a może nawet jestem jedyny. Skąd zainteresowanie Japonią? Tamtejszą kulturą interesowałem się od dziecka. Jak większość oglądałem – jak to mówią Polacy – Tsubasę, anime i tak dalej. Potem zaczęło się to przeradzać w zainteresowanie ludźmi. Chciałem z nimi jak najwięcej przebywać. No i od zawsze zależało mi na pracy w roli menedżera piłkarskiego. Tak się szczęśliwie złożyło, że połączyłem te dwie rzeczy. Jestem blisko japońskiej kultury i poniekąd zajmuje się ich futbolem.

Tomasz Drankowski: – Na razie ściągnęliśmy siedmiu Japończyków, ale będzie ich więcej…

Zanim pan trafił do piłki, pracował pan w firmie Sol Energy, co raczej się z piłką nie pokrywa.
Oprócz futbolu prowadzę z ojcem dwie działalności gospodarcze, które ułatwiają mi załatwianie pewnych rzeczy. W samej piłce zaczęło się od Akahoshiego z Pogoni, którego sam bezpośrednio nie ściągnąłem, ale to on wprowadził mnie do środowiska. Później poznałem jego menedżera i fajnie zaczęło się to układać. Tak się zaczęło, a jak się robi coś z pasją, to idzie z górki.

Przy ilu transferach japońskich piłkarzy pan pracował?
Już panu mówię… Siedmiu. Najlepszy to na razie Irie z Bogdanki Łęczna. Poza tym sprowadzaliśmy zawodników do juniorów Pogoni, Arkonii Szczecin i Gwardii Koszalin. W Wolbromiu też jest jakiś Japończyk, ale nie od nas. Oprócz samych piłkarzy zajmujemy się też różnymi eventami, bo sam management w piłce bywa nudny. Zamierzamy ściągać więcej zawodników do drużyn juniorskich czy akademii lub zapraszać drużyny na różne turnieje. Na przełomie marca i kwietnia przyjechało dwudziestu ośmiu trzynastolatków na tygodniowe tournée. Zagrali z Legią, Pogonią, Herthą i Unionem Berlin.

Co skłania Japończyków, żeby przyjeżdżać do Polski? Przecież nie zarabiają tu kokosów.
Oni mają jedno wielkie parcie, żeby wyjechać do Europy. Kiedyś traktowali ją jako Hiszpanię, Niemcy, Anglię, ale po Euro 2012 obraz Polski zmienił się tam diametralnie. Wcześniej patrzyli na nas jako na głęboką komunę i słabo rozwinięte państwo, a tymczasem zobaczyli piękne stadiony i przeżyli szok. Już nie mają problemu, żeby tu przyjeżdżać. Inna sprawa to realia finansowe, bo rzeczywiście – kokosów tu nie zarabiają, ale rodzice czy inne źródła dochodu pozwalają im się tu utrzymać. Poza tym to pracowici ludzie i liczą po prostu na wybicie się. Nawet grając w trzeciej czy czwartej lidze to dla nich szansa, żeby się wypromować. Spójrzmy na karierę Akahoshiego. Najpierw trafił na Łotwę, czyli poziom naszej pierwszej ligi, ale mógł zagrać w eliminacjach do europejskich pucharów, zmierzyć się ze Spartą Pragą. Kokosów też tam nie miał, ale trafił do jedenastki sezonu i dostał ofertę z Pogoni.

Liczy pan pewnie dzięki Akahoshiemu na boom taki, jak nastąpił po świetnej grze Meliksona dla Wisły. Sprawdził się jeden Izraelczyk, więc inne kluby zaczęły ich sprowadzać hurtowo.
Nie ukrywam, że na to liczę. „Aka” i Irie już pokazują, że warto było na nich postawić. Problemów z aklimatyzacją większych nie ma. Ewentualnie pierwszy miesiąc może być dla nich lekko zaskakujący, bo dziwi ich wiele zachowań Polaków. Sama obsługa w naszych restauracjach stoi na zupełnie innym poziomie, to dla nich inny świat. Tam ludzie szanują pracę i klientom kłaniają się w pas. A u nas? Wiadomo, przyjdziesz do sklepu, to pani może być zła (śmiech). Bądźmy szczerzy – szacunku do pracy u nas nie ma, ale poniekąd to rozumiem, bo pensje u nas też nie należą od najwyższych.

Reklama

Japończycy to chyba ogólnie taki naród perfekcjonistów, którzy podchodzą do pracy z takim specyficznym automatyzmem. Wszystko ma być dopięte na ostatni guzik, bez narzekania.
Dokładnie. Mnie w tych ludziach ujmuje właśnie ten profesjonalizm i szacunek do pracy. Nie ma dla nich znaczenia, że grają w trzeciej lidze – idą i wykonują swoje obowiązki, jak należy. Mogą mieć braki fizyczne, ale chcą nadrobić je jak najszybciej.

No właśnie – jeśli chodzi o samą piłkę, to co stanowi dla nich największy problem w Polsce?
Większość z nich to jeszcze młodzi zawodnicy, którzy przyjeżdżają z drużyn, które mają w nazwie „high-school” czy „university”. Różnic jest sporo, bo Japonia to zupełnie inna liga. Patrząc na infrastrukturę, blisko im do Bundesligi. Zresztą ogólnie lubią wzorować się na Niemcach. A jeśli chodzi o piłkę, to ciężko porównywać, może pan zobaczyć na Eurosporcie.

A jeśli wziąłby pan przeciętnego prawego obrońcę z tamtejszej ligi, to u nas mógłby grać w czołówce czy średniaku?
Gdyby to był prawy obrońca, to może byłoby mu łatwiej, bo na tej pozycji liczy się dynamika i podłączanie do akcji ofensywnej. W ich lidze najważniejsze są tempo, podania, a nie fizyczność. Nie są tak przyzwyczajeni do walki, ale kiedy przyjeżdżają do Polski, cały czas nad tym pracują. W zasadzie z każdym miesiącem widać postępy, bo to urodzeni pracusie i po prostu im się chce chodzić na siłownię. Dla wszystkich wzorem jest właśnie Akahoshi, tym bardziej że w ich kulturze ważna jest hierarchia, a Aka jest od nich – nie licząc Irie – o kilka lat starszy. W naszej kulturze nie ma aż takiego szacunku do starszych, więc ciężko mi porównać ich do polskich piłkarzy. Ale nie atakują go też non-stop telefonami, bo nie lubią obarczać innych swoimi problemami.

Z czego to wynika, że w polskiej piłce przez lata nie było japońskich piłkarzy? Kiedyś Górnik ściągnął Kimitoshiego Nogawę, potem długo, długo nic i teraz dopiero pojawiło się kilku kolejnych.
Z przyjściem do polskiej ekstraklasy na pewno nie mieliby problemu, ale wszystko jest kwestią dotarcia do nich. To, że nie ma w naszej lidze jeszcze wielu Japończyków – podkreślam: jeszcze – wynika z tego, że koszt wysłania nam skautów byłby ogromny. Ale mówię – to się powinno zmienić. Dobrze nam się układa współpraca z Pogonią i Darkiem Adamczukiem. Zobaczymy, co będzie z „Aką”, bo nie chcemy sprowadzać kogoś na tę samą pozycję, jeśli on nie zmieni klubu. Ale w zimie przynajmniej dwóch Japończyków powinno się pojawić w Szczecinie na testach.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...