Hiszpańscy potentaci ruszyli w pogoń za kasą. Bacelona leci do Stanów, gdzie w ciągu tygodnia skasuje równowartość budżetu przeciętnego polskiego klubu. Real idzie dwa kroki dalej. Zaplanował latem siedem sparingów na trzech kontynentach. Między innymi w Chinach. Jak widać, wizyta w Azji co roku dobrze widziana…
„Królewscy” na początek ruszyli za Ocean. Zmierzyli się z Los Angeles Galaxy, Philadelphią Union i meksykańskim Chivas Guadalajara. Za każdym razem zwycięsko. Za każdym razem przy pełnych trybunach. Amerykanie nie zdążyli jeszcze ochłonąć, a już za moment zawita do nich „Barca”.
„Jeśli chcesz tworzyć globalną markę, ona musi funkcjonować w Stanach” – takie opinie wygłaszał już poprzedni prezydent klubu, Joan Laporta. Zdaniem specjalistów, Barcelona ma w USA około dziesięciu milionów fanów. Nie trzeba długo kalkulować – to się po prostu opłaca. Dziewięciodniowy pobyt w Waszyngtonie, Miami i Dallas przyniesie jej sześć milionów euro zysku. – Amerykański tour ma nie tylko wygenerować przychody, ale także zbliżyć do naszego zespołu fanów z tej części świata – przekonuje prezydent Sandro Rosell.
Zbliżyć, czyli pośrednio właśnie wydoić z kasy…
Każdy dzień pobytu w Stanach zaplanowany jest co do godziny. Będą konferencje, szkolenia i spotkania na uniwersytetach… A na każdym któryś z działaczy i przynajmniej dwóch piłkarzy. Guardiola z Zubizarretą zagrają razem w towarzyskim meczu. Później zwiedzą oceanarium i uświetnią otwarcie lokalnego fanklubu. Zamieszanie na całego…
Barcelonę w USA od niedawna promuje nowa ambasadorka klubu. Mia Hamm, jedna z najlepszych piłkarek świata. – Ludzie w Stanach na własne oczy zobaczą, jak wygląda wzorcowa drużyna. Zobaczą futbol, jakiego nie gra się nigdzie indziej – zapowiada klubową trasę. Jej głównym sponsorem są tureckie linie lotnicze. W przedsięwzięcie włącza się wytwórnia filmowa Warner Bros, a na spotkanie w Białym Domu zaprasza Hiszpanów prezydent Barack Obama.
Na amerykańskich boiskach rywalami Barcelony będą Chivas Guadalajara i Club America. Gwoździem programu ma być jednak mecz z Manchesterem United. Na mogącym pomieścić 82 tysiące widzów obiekcie, gdzie na co dzień występują futboliści Washington Redskins. Bilety na NAJGORSZE miejsca kosztują 113 dolarów. Klubowi księgowi już liczą kasę. I żałują, że z drużyną nie poleciał Lionel Messi.
Real można zobaczyć tego lata w czterech różnych krajach. Zaplanował wizyty w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Chinach. – Szczególnie rynek chiński stanowi dla nas ogromny potencjał. Mamy w Azji około 100 milionów kibiców. To świetna okazja do spotkania z nimi – mówi Emilio Butragueño. Marketingowe trybiki poszły w ruch dawno temu. Mourinho i spółka nagrywają promocyjne filmy, zapewniając Chińczyków, że tych wydarzeń nie mogą przegapić.
„Królewscy” rozegrają w Azji dwa mecze – z Guangzhou Evergrande i Tianjin Teda. Kasa znów będzie lała się strumieniem. Dość powiedzieć, że pierwszy z rywali, tegoroczny beniaminek pierwszej ligi, zakupił niedawno brazylijskiego napastnika Muriqui za 3,5 miliona dolarów.
Chińczycy ostrzą sobie zęby, choć ostatnia wizyta Realu wzbudziła w nich mieszane uczucia. Zarzucali gwiazdorom brak zaangażowania w grę i w spotkania z fanami. W jednym z serwisów internetowych pojawiła się ankieta, której wyniki jasno sugerowały: „Real przyjechał do Chin dla pieniędzy”. Nawet kilkunastominutowy konkurs rzutów wolnych w Tedzie kosztował blisko 500 tysięcy euro.
Jeszcze przyjemniej było dnia następnego… W Pekinie zamknięto jedno z największych centrów handlowych, by piłkarze Realu mogli w spokoju zrobić zakupy.
PAWEŁ MUZYKA
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIĘŁ»NE!
wlochy@weszlo.pl
hiszpania@weszlo.pl
anglia@weszlo.pl
niemcy@weszlo.pl